
Przestrzenie ulic, przestrzenie pamięci – Małgorzata Kalinowska
Małgorzata Kalinowska
5 września 2016
„Myślę o tym, że może gdybym chodziła ulicami miasta, w którym wszyscy się bali, gdzie bało się całe miasto, może lepiej zrozumiałabym lęk”, mówi Leslie Jameson w swej książce „The Empathy Exams”.1 Od paru lat wracam często do tego zdania. Chodzę po miastach, których historię poznaję i myślę, że nie, nie jestem w stanie zrozumieć lęku lepiej. A jednak jest w słowach Jameson coś, co przyciąga, ukryte pytanie o charakter pamięci w miejscach niegdyś przepełnionych lękiem. Zatrzymuję się przy nich i myślę: Kto pamięta przeszły lęk, gdy ci, którzy znali go dobrze, powoli odchodzą? Jak chodzi się ulicami miast, z których powoli znikają? Czy pamiętają go jedynie ściany i bruk, gdy wszędzie indziej odchodzi w zapomnienie? W jaki sposób pamiętamy my, dzieci i wnuki, w szybko zmieniającym się świecie, w którym tak prędko zapominamy samych siebie? A może wszystko, co pozostaje to uśpiona, pozaczasowa pamięć, którą jedynie my możemy zamienić w żywą historię?
„Zwróciło naszą uwagę, a właściwie całkowicie nas obezwładniło poczucie, że gdziekolwiek się nie obróciliśmy, nie było centymetra ziemi, ani jednego miejsca, które nie doświadczyłoby bezlitosności wojny, ludobójstwa i całkowitego szaleństwa” – mówi Jerome Bersntein o swej wizycie w Polsce w 2010 roku, w poruszającym artykule w książce „Confronting Cultural Trauma”.2 Gdy spotkałam się z nim w zeszłym roku, w trakcie konferencji w Izraelu, zapytał mnie: „Jak pracuje się w terapii w kraju, w którym ludzie niosą w sobie tak poranioną przeszłość? Co robisz, żeby unieść to i nie utracić kontaktu zarówno z przeszłym, jak i teraźniejszym?” Opowiedziałam mu o swej pracy i życiu. O tym, jak kluczowa staje się przestrzeń – zarówno ta psychiczna, jak i fizyczna. Przestrzeń, w którą przyjmowana jest pamięć – ta nazwana i ta czasem na zawsze pozostająca poza nazywaniem. O tym, że czasem można ją jedynie rozpoznać i dać jej miejsce, bo nadal pozostaje poza zasięgiem naszych słów.
Myślę i piszę dziś o przestrzeni pamięci, bo mija właśnie 5 września, a tego dnia co roku zatrzymuję się przy tym, jak bardzo całe miasto musiało się bać, gdy wkroczyła do Czeladzi, gdzie mieszkam i pracuję, armia Nazistowskich Niemiec. Wyobrażam sobie, jak musiało być, wyglądając przez okno, obrazy w mojej głowie i krajobraz mojej codzienności nakładają się na siebie, gdy idę wąską uliczką do rynku, i myślę, że nie, Leslie Jameson nie miała racji, nie da się zrozumieć natury lęku lepiej jedynie chodząc ulicami miast, gdzie bali się wszyscy ich mieszkańcy. Wyobrażanie sobie przeszłych sytuacji, uczuć, tego, co działo się w ludzkich umysłach odbiera mi zdolność nazywania, wytrąca mi z dłoni zdolność pisania. Do dzisiejszego wieczoru co roku od paru lat próbuję zapisać choćby krótki tekst i co roku zostaję z niczym.

Po lewej synagoga w Czeladzi. Źródło zdjęcia: Urząd Miasta Czeladź
Najczęściej wtedy zaczynam czytać.3 Czytanie o przeszłości pomaga trochę, układa wydarzenia w kolejności. Daty, eskalacja zniewolenia, przemocy i prześladowania ludności czeladzkiej, niezależnie od narodowości. Straszliwy dzień w maju 1940 roku, gdy nieznany sprawca zabił niemieckiego żołnierza. Ludność Czeladzi została zgromadzona w jednym miejscu, gdzie miała leżeć cały dzień w bezruchu twarzą do ziemi, bita i poniżana, a krew płynęła strumieniami. Ograniczenie swobody poruszania się żydowskiej ludności, stopniowa utrata praw. Zakaz kontaktowania się z ludnością polską. Synagoga, którą musieli zburzyć własnymi rękami na początku okupacji.4 Utworzenie getta w czerwcu 1941 roku i jego ostateczna likwidacja w maju 1943 roku. Przed wojną żyło w Czeladzi 1100-1200 Żydów. Wojnę przetrwało czterdziestu.
Wszystko to układa się w historyczną ciągłość, coś głęboko we mnie porusza, ale już w chwilę później staje się nieożywione, szeleści jak suche kartki starych archiwów, więc znów zatrzymuję się i próbuję dosięgnąć przeszłości wyobraźnią.
„Co jesteśmy winni ofiarom?”, pyta Marianne Hirsch, autorka pojęcia postpamięci,5 „W jaki sposób możemy ponieść ich opowieści, nie przywłaszczając sobie ich, nie kierując na siebie nadmiernej uwagi, a jednocześnie nie zastępując przeszłymi opowieściami własnych historii? W jaki sposób dotyczą nas konsekwencje zbrodni, których świadkami nigdy nie byliśmy?”.6 Próbuję razem z nią znaleźć odpowiedź na te pytania. Nie jest to proste. Żyjemy w zbiorowej kulturze pamięci, w której indywidualny akt pamiętania może wydawać się bez znaczenia, a jednak to prawdopodobnie jedynie on ma szanse ponieść w sobie żywe symboliczne znaczenie, tak jak go rozumiemy w psychologii głębi – jako najlepsze z możliwych wyrazów nienazwanego.
Ta prywatna, indywidualna przestrzeń pamięci, którą Hirsch nazywa postpamięcią, stopniowo, z roku na rok, wydaje się leczyć jakiegoś rodzaju pęknięcie w naturze codzienności, wydobywa kształt „nieobecnej utraty” – utraty nazywanej, upamiętnianej i świętowanej, a jednak pozostającej całkowicie poza zasięgiem świadomości. Ta przestrzeń nie jest jedynie ćwiczeniem wyobraźni, jest ucieleśnioną pamięcią, małym gestem łączącym obecne z nieobecnym. Upamiętnianie – słowo, które dla nas zazwyczaj ma doniosłe znaczenie zastygające w stałe, jednorodne formy – staje się tu czymś żywym i codziennym. I być może tym właśnie tym tak naprawdę jest. Zwykłymi codziennymi aktami wiedzy i wyobraźni, przyjmowaniem pozycji świadka, której podstawową funkcją jest przywracanie znaczenia.

Obelisk w formie tefilinu, upamiętniający czeladzką synagogę.
Nie robię tego cały czas. Nie pogrążam się w „rozpamiętywaniu martwych ciał”, jak to kiedyś napisał ktoś ironicznie w internecie na temat polskiej tendencji do upamiętniania przeszłości. Jest kilka dni w roku, które wywołują taką odpowiedź, o niektórych z nich pewnie jeszcze napiszę. Bywa, że odpowiedź przychodzi na coś, o czym czytam, na coś, co się akurat dzieje, czasem związane jest z ludźmi oddalonymi ode mnie w przestrzeni i czasie, najczęściej pojawia się, gdy napotykam to, co nieobecne, wydziedziczone. Czasem, tak jak w ostatnich miesiącach, myślę o tym częściej niż zwykle. Ale nie buduję pomników. Pomniki wydają mi się zawsze podejrzanymi istnieniami, prowadzącymi w ukryciu zupełnie inne życie. Buduję coś innego – prywatną przestrzeń pamięci, mogącą pomieścić tych, którzy ją poruszyli. Bo nie da się pomieścić w niej wszystkich. Nigdy. Ale można w niej zmieścić niektórych, bez rozróżniania na swoich i cudzych umarłych; przodków, tych z linii krwi i życia duszy, którzy stawiają przed nami własne niedokończone zadania jak mówią James Hillman i Sonu Shamdasani w „Lament of the Dead”.7 Wiem, że w ten sposób można doświadczyć tego, jak historie i wspomnienia się zmieniają. Jak sami zaczynamy się zmieniać. Jak zmienia się nasz odbiór naszej codzienności. Robię to więc nie tylko dla przeszłości. Równie mocno robię to dla teraźniejszości.
Tekst ten jest jedynie nieudolną próbą nazwania czegoś, jednym z wielu, które będą tym samym, i o tym samym, bo jak mówi Frank Seeburger, pisanie o traumie nigdy nie ma końca, więc można tylko zacząć, tam gdzie się zaczyna i skończyć w którymkolwiek z miejsc.8 Kończąc, chciałabym przywołać słowa Eli Wiessel, który mówi w swych wspomnieniach o czymś bardzo podobnym, choć z perspektywy zupełnie innego czasu i innej przestrzeni:
„Pamiętam – to zdarzyło się wczoraj, albo całe wieki temu. Młody żydowski chłopiec odkrył królestwo nocy. Pamiętam jego niedowierzanie, jego udrękę. Wszystko działo się tak szybko. Getto. Deportacja. Zamknięty bydlęcy wagon. Ognisty ołtarz, na którym miała zostać poświęcona historia naszego ludu i przyszłość rodzaju ludzkiego.
Pamiętam jak pytał swego ojca: „Czy to się dzieje naprawdę?”. Przecież jest dwudziesty wiek, a nie Średniowiecze. Kto przyzwolił na popełnianie takich zbrodni? Jak świat mógł wobec nich zachować milczenie?
A teraz chłopiec zwraca się do mnie i pyta: „Powiedz mi, co zrobiłeś z moją przyszłością? Co zrobiłeś ze swoim życiem?”
Mówię mu, że się starałem. Że próbowałem utrzymać w sobie żywą pamięć. że próbowałem walczyć z tymi, którzy chcieli zapomnieć. Robiłem to, bo wiedziałem, że jeżeli zapomnimy, wszyscy staniemy się współwinni, przyłączymy się do grona sprawców.
A potem wyjaśniam mu, jak byliśmy naiwni. Mówię mu, że świat wiedział, a jednak zachował milczenie. I że właśnie dlatego przyrzekłem nigdy nie milczeć, gdy ludzkie istoty doświadczają cierpienia i upokorzenia. Zawsze musimy zajmować stanowisko. Zawsze musimy wybrać swoją stronę. Neutralność pomaga oprawcy, nigdy ofierze. Cisza zachęca do działania dręczyciela, nigdy udręczonego. Czasem musimy podjąć działanie. Musimy interweniować, gdy zagrożone jest ludzkie życie, ludzka godność, gdy bez znaczenia stają się narodowe granice czy ludzkie uczucia. Zawsze, gdy mężczyźni i kobiety są prześladowani ze względu na ich rasę, religię, czy polityczne poglądy, miejsce, w którym to się dzieje musi stać się centrum wszechświata. (…)
Tak wiele jest do zrobienia. Tak wiele można zrobić. Pojedyncza osoba, która ma w sobie integralność może wprowadzić zmianę, od której zależy życie lub śmierć. (…) Mówię to młodemu żydowskiemu chłopcu, który pyta mnie, co zrobiłem z latami jego życia. W jego imieniu mówię do was i wyrażam moją najgłębszą wdzięczność. Nikt nie jest zdolny do większej wdzięczności niż ten, kto przeszedł przez królestwo nocy. Wiemy dobrze, że każdy moment jest pełen piękna, a każda godzina darem. Nie podzielić się nimi z innymi, oznaczałoby ich zdradę. Nasze życia nie należą już tylko do nas. Należą do tych wszystkich, którzy rozpaczliwie nas potrzebują.”9
– Eli Wiessel
Przypisy:
1 Jameson, L., (2014), The Empathy Exams, Graywolf Press
2 Bernstein, J. „Difference, Genocide and Holocaust”, w: Gudaite, G., Stein, M. (2014), Confronting Cultural Trauma: Jungian Approaches to Understanding and Healing, Spring Journal and Books
3 Por. Holocaust Testimonies, świadectwo Aarona Gelbarda, 1946. polishjews.org/shoahtts/032.htm
4 Abraham Green (obecnie przewodniczący Światowego Związku Żydów Zagłębia) tak zapamiętał tamto wydarzenie (za: www.sztetl.org):
Bóżnica, która tu stała, nie została zniszczona ogniem. Została na rozkaz hitlerowców i przy wymierzonych w nich karabinach, rozebrana przez samych Żydów, których ściągnęli z ulicy Milowickiej i Staszica. Ja mieszkałem tu, w tym domu naprzeciwko i widziałem, jak moi bracia pracowali przy rozbiórce. Najpierw Żydzi stali i płakali, a potem zaczęli pracować. Potem modlili się do Boga o przebaczenie.
5 Por.: www.postmemory.net
6 Hirsch, M. (1912), The Generation of Postmemory: Writing and Visual Culture After the Holocaust, Columbia University Press., przekład cytatu własny.
7 Hillman, J., Shamdasani, S. (2013), Lament of the Dead: Psychology After Jung’s Red Book, W. W. Norton & Company
8 Por. Seeburger, F. (2012), The Open Wound: Trauma, Identity, and Community, CreateSpace Independent Publishing Platform.
9 Wiessel, E., Noc, cytowane na Barinpickings.org, przekład własny.
O autorce
Małgorzata Kalinowska jest analityczką jungowską, tłumaczką i autorką tekstów z zakresu traumy kulturowej i treningu psychoanalitycznego. Interesuje się punktami spotkań między psychologią, socjologią i literaturą, pozwalającymi na zrozumienie długoterminowych reakcji na traumatyczne doświadczenia na poziomie narodów i kultur. Zajmuje się również reakcją psychiki na doświadczenia traumatyczne według współczesnego psychoanalitycznego rozumienia.
Więcej informacji…