Daryl Sharp – Wspomnienie o Marie-Louise von Franz
IN MEMORIAM: Marie-Louise von Franz, 1915-1998
Osobiste wspomnienie autorstwa Daryla Sharpa
(Przekład i przedruk za zgodą autora)
Marie-Louise von Franz uratowała mi życie. To takie proste, a jednak tak skomplikowane.
Spotkałem ją osobiście dopiero w 1976 roku, ale już w 1970 jej przełomowa książka wydana przez Spring Publications – The Problem of the Puer Aeternus (jungowska interpretacja „Małego Księcia” Antoine St. Exupery) otworzyła mi oczy na moją osobistą psychologię. Albo inaczej – przygotowała mnie na to, co miało nadejść. Mogłem docenić intelektualnie, z użyciem funkcji myślenia, przeprowadzoną przez Marie-Louise von Franz analizę nadmiernie przywiązanego do matki mężczyzny, ale tak naprawdę nie rozpoznałem prawdziwie jej zastosowania do mnie samego z perspektywy uczuć, aż problem ten nie rzucił mnie na kolana trzy lata później. Wtedy dopiero jej słowa zapadły mi w serce. I choć jej spostrzeżenia dotyczące mężczyzn podejrzanie do mnie podobnych były dewastujące dla mojego obrazu samego siebie, pozwoliły mi jednocześnie znaleźć alternatywę dla odebrania sobie życia.
Nie muszę chyba zaznaczać, że skorzystałem z niej – zgłosiłem się na analizę. Byłem w tym czasie w Anglii, a moim analitykiem był dr Anthony Stevens, wielki wielbiciel von Franz. Pomógł mi stanąć na nogi i za jego rekomendacją zostałem zaakceptowany jako student w Instytucie C. G. Junga w Zurichu.
Dowlokłem się do Zurichu jesienią 1974 roku, opuszczając żonę i trójkę małych dzieci na rzecz mojej potencjalnej odnowy. Marie-Louise von Franz była dla mnie niczym światło latarni morskiej w ciemności, ale niestety, wszystkie terminy miała zajęte. Porozglądałem się trochę dookoła i znalazłem innego analityka, dr Richarda Pope, który był nawet więcej niż odpowiedni jak na moje potrzeby, ale to już zupełnie inna historia.
Jak to się często zdarza, szybko sobie znalazłem tam swój cień, Frasera Boa, który stał się moim charyzmatycznym przyjacielem na całe życie i który szukał kogoś, z kim mógłby wynająć dom, bo również został przyjęty do treningu w Instytucie. Fraser był przez wiele lat nauczycielem, po czym wylądował jako asystent producenta w filmie „Morderstwo w Orient Ekspresie”. Też był Kanadyjczykiem, pochodził z Londynu w Ontario, i też gonił resztkami sił, docierając do granic swej wytrzymałości i tak dalej. Inni uczestnicy treningu byli w podobnie żałosnym stanie, można powiedzieć, że wszyscy znaleźliśmy się tam, bo żyliśmy wcześniej wbrew naszej osobistej psychologii.
Wynajęliśmy wspólnie z Fraserem dom w pobliskiej wiosce, której nazwa w tłumaczeniu oznacza „jajo”. W niemieckim nazwa tego miejsca jest wymawiana jako „Eck”, ale oczywiście najważniejsze dla nas było to, że jajka są powszechnym symbolem nowego życia, co napawało nas nadzieją. Dołączyła do nas wkrótce siostra Frasera, Marion Woodman, która była w tym czasie zaniedbaną gospodynią domową, tak samo neurotyczną, jak my wszyscy.
Fraser stał się wkrótce moim bliskim przyjacielem, a naszą relację zacieśniał fakt, że Marie-Louise von Franz była jego analityczką. Jakoś sobie to załatwił. I dzięki bogu, że tak było, bo za każdym razem, gdy wracał z sesji, bez końca przetrawialiśmy razem to, co mu powiedziała. Po sześciu miesiącach znaleźliśmy sobie osobne mieszkania, ale dzielenie się analitycznymi doświadczeniami trwało dalej. Opowieści Frasera, w których wspominał to, jak von Franz rozumiała jego sny, wzbudzały nieodmiennie mój zachwyt. Zazwyczaj opowiadał jej sen, i był w stanie wydukać kilka skojarzeń. Ona na to odpowiadała mu rozbudowanymi interpretacjami pokazującymi, co nieświadomość miała do powiedzenia na temat jego świadomej postawy.
Mój własny analityk miał zupełnie inne podejście do mnie i mojego materiału, za co jestem mu wdzięczny, ale to co usłyszałem od Frasera dopełniało naszą pracę i dawało mi namiastkę analizy u von Franz, choć zastępczej. Fraser zmarł w 1992 roku i nigdy się nie dowiedział, jak zgrzytałem zębami z zawiści, gdy zaczął nazywać von Franz „Marlus”, imieniem, które mogli używać tylko ci, z którymi była w bliskich relacjach.
Marie-Louise von Franz była częstym wykładowcą w Instytucie Junga, wykładała na temat snów, baśni i symbolicznego znaczenia alchemii. Na jej pierwszych wykładach, w których uczestniczyłem, równie mocno fascynowało mnie to co mówiła, jak jej brudne paznokcie. Była wtedy urodziwą pięćdziesięcioośmioletnią kobietą w kwiecie wieku. Skąd więc te brudne paznokcie? Nie zdawałem sobie wtedy sprawy, że to moja dominująca funkcja percepcyjna zmusza mnie do koncentracji na takich zewnętrznych szczegółach. Nie mówiąc już o tym, że miałem w tym czasie klapki na oczach i skupiałem się najczęściej na poziomie persony w odbiorze innych ludzi.
Fraser, którego persona była równie swobodna, co persona von Franz, oświecił mnie wkrótce.
„Marlus uwielbia ogrodnictwo”, powiedział „pewnie sadziła cebule, czy plewiła, zanim przyszliśmy na zajęcia, albo zapomniała umyć ręce. Nieważne. Zresztą, co z tego? Dostajesz więcej, niżby się w sumie mogło wydawać.”
Czyżby? To była dla mnie nowość, ale nie było to niczym dziwnym u Frasera, dla którego, jako to w wypadku intuicyjnego typu bywa, czas był elastyczny, a gotowanie jajka równało się podróży bohatera.
W tracie czterech lat w Zurichu przeczytałem wszystko, co opublikowała von Franz. Jej interpretacje baśni zapierały mi dech w piersi. Niektóre z jej wykładów zostały spisane i ich kopie były dostępne w Instytucie. Kilka z nich zostało opublikowane przez wydawnictwo Jamesa Hillmana, Spring, w połowie lat siedemdziesiątych: Introduction to the Interpretation of Fairy Tales, The Feminine in Fairy Tales, Shadow and Evil in Fairy Tales, Individuation in Fairy Tales. Były one dla mnie szczególnie pomocne w amplifikowaniu obrazów pojawiających się co noc w moich snach. Pożerałem je w całości i rozpaczałem nad tym, że nie były opatrzone indeksem, choć wkrótce miało się to zmienić.
Zanim rozpadłem się na kawałki byłem redakcyjnym wolnym strzelcem, dlatego teraz zabrałem się za tworzenie indeksów do tych książek, zaczynając od mojej pierwszej miłości: Puer Aeternus. Zrobiłem kopie wyników mojej żmudnej pracy i sprzedałem je innym studentom i absolwentom. Ostatecznie Spring kupił ich prawa autorskie i włączył je w kolejne wydania. Przyniosło to podwójne korzyści: przyswoiłem sobie podejście von Franz do nieświadomości i miałem z czego opłacić czesne za studia.
Miałem dwukrotnie analityczną sesję z dr von Franz, w rocznym odstępie czasowym. Mieszkała i pracowała w Kusnacht na przedmieściach Zurichu, w skromnym małym domku na ulicy 15 Lindenbergstrasse przylegającym do zbocza wzgórza, z oknami wychodzącymi na Jezioro Zurychskie. Jej współlokatorką była Barbara Hannah, kłótliwa, ale z umysłem ostrym jak brzytwa. (Biograficzny portret Junga jej autorstwa: Jung: His Life and Work, opublikowany w 1976 roku nadal uważany jest za jeden z najlepszych). Podobno ich wspólne zamieszkanie było wynikiem zarządzenia Junga, który zalecił to ze względu na słabnące zdrowie panny Hannah. Pomimo otaczającej ją reputacji osoby obdarzonej trudnym charakterem, zawsze widziałem zawsze między nią a von Franz przywiązanie.
Moje notatki z dziennika z tamtych lat nie mówią nic o tym, czemu von Franz zgodziła się mnie przyjąć, choć podejrzewam, że Fraser miał w tym swój udział. Pamiętam do dziś jej gabinet: skromnie umeblowany, ze stołem i krzesłami o prostych oparciach, dwoma fotelami ustawionymi naprzeciw siebie, a wokół przepełnione książkami półki. To w tym pokoju zmarła i jego to odwiedziłem dwadzieścia lat później, tuż przed nabożeństwem żałobnym. Jedyną różnicą było to, że znajdowało się wtedy w nim małe łóżko i wszędzie rozstawione były kwiaty, co dawało wrażenie świątyni. Pamiętam też, że nigdy nie wystawiła mi rachunku za te dwie sesje analizy.
W 1976 roku, gdy przyszedł czas wykańczających nerwowo połówkowych egzaminów w Instytucie Zurychskim, wybrałem von Franz jako egzaminatora z psychologicznej interpretacji baśni. Dotychczas nie spotkałem się z nią osobiście, ale ośmielę się przypuszczać, że mogła coś o mnie wiedzieć ze snów Frasera. Był to egzamin ustny. Dostałem dwadzieścia minut na przeczytanie streszczenia baśni. Potem miała mnie egzaminować ona – mój idol, największy Ekspert. Pomimo tego, jak dobrze znałem jej prace, nie poszło mi najlepiej. Pociłem się, kaszlałem, jąkałem. Krótko mówiąc – zupełnie mnie poraziło, nie byłem w stanie udzielić odpowiedzi na najprostsze pytania.
Po dwudziestu minutach dr von Franz wyprostowała się na swoim krześle i spojrzała na mnie:
„Jesteś naprawdę kupą nieszczęścia”, powiedziała „Albo jesteś kompletnym głupkiem, a wtedy nie powinno cię tu być, albo masz talenty, z których zupełnie nie zdajesz sobie sprawy.” Dała mi 3, co oznaczało, że prześlizgnąłem się przez egzamin – w skali od 1 (doskonale) do 5 (fatalnie). Wywlokłem się z pokoju przepełniony wdzięcznością, bo oznaczało to, że przeszedłem na poziom kandydata i mogę zacząć prowadzić pacjentów w terapii.
Dwa lata później znów miała mnie egzaminować. W międzyczasie mniej zajmowałem się imprezowaniem w Niederdorf, dzielnicy nocnego życia w Zurichu, a bardziej poszukiwaniem odpowiedzi na pytanie jak się znalazłem w tym miejscu mojego życia, w którym byłem. Przeczytałem na nowo książki von Franz, znałem też już dobrze Dzieła Zebrane Junga. Byłem tak przygotowany do mojego ostatniego egzaminu z baśni, jak nie był nigdy żaden koń na Kentucky Derby.
Dostałem do analizy baśń Grimmów Kryształowa Kula i sześć godzin na przygotowanie pisemnej psychologicznej interpretacji. Nigdy wcześniej jej nie czytałem, ale motywy były znajome: kryształ, orzeł, wieloryb, zamek, las, olbrzymy, magiczny kapelusz, życzenia, miecz i tak dalej. I, jak można się było spodziewać, jajko jako „trudny do zdobycia” skarb. Napisałem całość z głowy i skończyłem o czasie. Niezależny egzaminator odmówił ocenienia pracy, mówiąc: „On musiał ściągać”. Von Franz dała mi 1 i dodała ołówkiem krótki komentarz: „On zna się na rzeczy”.
W 1978 roku, w wieku 42 lat, powróciłem do Toronto jako certyfikowany analityk jungowski. Fraser był tam już od roku, a Marion Woodman dołączyła do nas w 1979. Dzięki zapleczu, które stworzył w Toronto James M. Shaw, który ufundował Jung Foundation of Ontario, wszyscy troje mieliśmy kwitnące praktyki. A jednak byłem niespokojny. Do tego stopnia roznosiła mnie energia, że czasem wydawało mi się, że eksploduję. Teoretycznie to możliwe. E=mc². Jeżeli nie masz gdzie ulokować swej energii, może się wewnątrz skumulować do tego stopnia, że będzie z tego wielkie bum! – buchną z ciebie płomienie z prędkością światła i zamienisz się w opiekanego tosta.
Od jakiegoś czasu próbowałem zainteresować wydawców moją pracą dyplomową dotyczącą Franza Kafki: The Secret Raven: Conflict and Transformation, z którą wiązałem wielkie nadzieje. Nadchodziła setna rocznica urodzin Kafki, a potem sześćdziesiąta rocznica jego śmierci. Ale nie było chętnych. I wtedy Marion i Fraser zaczęli mnie zachęcać, żebym sam ją wydał. „Dlaczego nie?” mówili „Wiesz, jak to się robi”.
No cóż, mieli rację. Wiedziałem jak przygotować książkę i jak ją sprzedać. „Właściwie, czemu nie?”, pomyślałem. Nie podobał mi się pomysł wydania z własnej próżności tylko jednej książki, więc poprosiłem o rękopisy innych analityków. Marion sama od razu zaproponowała własną pracę dyplomową dotyczącą otyłości i anoreksji: The Owl Was a Baker’s Daughter, a Fraser pomógł mi zaprojektować logo. Wreszcie, pewnego słonecznego dnia w 1980 zebrałem się na odwagę i zadzwoniłem do dr von Franz, która była wtedy w swoim domu w Kunsnacht, pamiętając o sześciogodzinnej różnicy czasowej.
„Pan Sharp?”, zapytała „Z Kanady? O, jak się pan ma? Właśnie wróciłam z ogrodu, przepiękna wiosna, wspaniały czas dla tulipanów, prawda?” Zgodziłem się z nią ochoczo, choć tulipany nie były moją działką, tylko Frasera.
„Dr von Franz”, powiedziałem „Otwieram wydawnictwo i jestem zainteresowany pani niepublikowanymi seminariami. Myślę o Redemption Motifs in Fairy Tales, On Synchronicity and Divination i Alchemy: An Introduction to the Symbolism and the Psychology[1]. Mam odbite ich kopie.”
Powiedziała, że jest jej bardzo miło, i że chętnie się zgadza. Co więcej, była tak uprzejma, że zgodziła się zostać Honorowym Patronem Inner City Books. Trzy jej książki wspomniane wyżej, wydane w 1980 (razem z moim drogim Krukiem i Sową Marion[2]) sprzedały się do dziś w ponad 60 tysiącach egzemplarzy, nie wspominając o zagranicznych wydań w dziewięciu językach.
W 1983 roku Fraser złapał własnego bakcyla. „Mam pomysł”, powiedział. Ty robisz książki, ja wiem jak robić filmy. Sfilmuję Marlus interpretującą sny. I co? Co ty na to?”
„Nie wydaje mi się, żeby to się miało udać”, powiedziałem. „Żaden analityk jeszcze czegoś takiego nie zrobił, więc ona też się pewnie nie zgodzi”.
Okazało się, że nie miałem racji. „Marlus” zgodziła się pod warunkiem, że sny, które będzie interpretować opowiadać będą sami śniący, a nie aktorzy. „To nie będzie miało integralności”, powiedziała „jeżeli nie będzie tam prawdziwych snów, opowiadanych przez prawdziwych śniących”.
I w ten sposób Fraser założył Windrose Films. Znalazł ludzi, którzy zgodzili się opowiedzieć swoje sny przed kamerą. Pokazał je von Franz i sfilmował ich interpretację. Okazało się, że człowiek, którego znałem i kochałem za to, że jest postrzelonym typem intuicyjnym, był w stanie dopracować wszystkie detale. Rezultatem była zdumiewająca dziesięciogodzinna seria filmowa, The Way of the Dream. Jej światowa premiera, sponsorowana przez Centerpoint w Cabridge przypadła na 1985. Od tego czasu była prezentowana wielokrotnie w różnych miejscach na świecie.
Czas mijał, a ja publikowałem kolejne książki. Fraser nakręcił sześciogodzinną serię filmową z Jospehem Campbellem – This Bussiness of the Gods. Zakupił komputer, i z moją niewielką pomocą zamienił ją i The Way of the Dream[3] w książki (obie nadal są dostępne w Shambhala Publications w Bostonie).
Śmierć Frasera w 1992 była dla mnie ogromnym ciosem. Von Franz przysłała do kościoła wielki bukiet. Opłakiwałem mą utratę tak jak każdy Gilgamesz opłakuje utratę swojego Enkidu, ale jednocześnie zajmowałem się tym, czym miałem się zajmować. Co sześć miesięcy wysyłałem von Franz rozliczenie jej dochodów i czek. Powiedziała mi kiedyś, że byłem jedynym wydawcą, który płacił swoje zobowiązania bez upomnienia wysyłanego przez jej prawnika.
Od czasu do czasu pisałem do von Franz z zapytaniem, czy ma jeszcze jakieś inne manuskrypty, które Inner City Books mogłoby wydać. Moja wytrwałość została nagrodzona w 1996, gdy zaoferowała mi Archetypal Patterns in Fairy Tales i prawa do przedruku C. G. Jung: His Myth in Our Time. A na sześć miesięcy przed śmiercią przekazała Inner City dotychczas niepublikowane seminaria: The Cat: A Tale of Feminine Redemption, obecnie dostępne w sprzedaży.
17 lutego 1998 po przebudzeniu znalazłem na automatycznej sekretarce wiadomość Chucka Shwartza, starego przyjaciela pochodzącego z Kanady, który również był analitykiem, a teraz mieszkał w Devon w Anglii. „Von Franz umarła”, usłyszałem. „Pomyślałem, że chciałbyś to wiedzieć”. Drogi Chuck. To on skierował mnie do Anthony Stevensa dawno temu, gdy myślałem, że już wszystko się skończyło. W naszych zurychskich czasach byliśmy znani razem z Fraserem i Marion jako „Kanadyjska mafia”. Gdy lata później zmarł ze starości ukochany pies von Franz, to Chuck dał jej nowego szczeniaka na urodziny.
Podobną wiadomość dostałem emailem od Boba Hinshawa, innego przyjaciela i analityka, z wydawnictwa Daimon Books. „Smutne wieści z Zurichu. Marlus zmarła dzisiaj wczesnym rankiem. Niedomagała już od dłuższego czasu, i śmierć była dla niej wybawieniem”.
Nogi się pode mną ugięły. O, nie. Myślałem, że będzie żyć wiecznie. Kiedy poradziłem sobie z tą fantazją, zadzwoniłem do przyjaciół i opublikowałem wiadomość w internecie. Odpowiedź była natychmiastowa – szerokim strumieniem zaczęły napływać ciepłe komentarze opłakujące jej śmierć i wyrazy współczucia kierowane do mnie. Kilku piszących zauważyło, że oto odchodzi kolejny członek „starej gwardii” z tych, którzy osobiście pracowali z Jungiem.
Nabożeństwo pożegnalne miało się odbyć w Kościele Refromowanym w Kusnacht 26 lutego. Nie znoszę podróży, a szczególnie tych, które odbywają się przez parę stref czasowych, i przez parę dni mówiłem sobie, że nie pojadę. Ale ostatecznie nie mogłem nie jechać, była w końcu moim patronem i czułem wewnętrzny przymus, aby uhonorować naszą współpracę. Było to bardzo radosne spotkanie pomimo wszystko: proste nabożeństwo z trzema płynącymi prosto z serca mowami pożegnalnymi i koncert Schuberta, a po nim nieskończona ilość szwajcarskiego wina, którą von Franz zapobiegliwie sama przygotowała na tą okazję. Było nas tam prawie sześćset osób, rozmawialiśmy bez końca, pocieszając się nawzajem, spotykając starych przyjaciół i nawiązując nowe przyjaźnie.
Gdzieś tam w samym środku spotkania zdałem sobie nagle z czegoś sprawę. Ta droga nam, zmarła starsza kobieta, która sama siebie określała jako typ myślący i często publicznie przyznawała się do kłopotów z niższą funkcją uczuciową – do tego stopnia, że musiała uczyć się na pamięć zwyczajowych wyrazów sympatii, życzeń składanych na ślubach etc. – połączyła nas wszystkich. Cóż, jeżeli to nie mówi o integracji przeciwieństw, to nie wiem, co innego może być jej ilustracją. Dziękuję ci, Malrus, pomyślałem, za twój sotto voce przykład coniunctio.
Opuściłem spotkanie razem z Bobem Hinshaw. Spędziliśmy razem raczej głośny wieczór w różnych miejscach w Niederdorf, dyskutując o tym, co dla nas znaczyła von Franz, wspominając nasze studenckie lata i wydawnicze zmartwienia. To był odpowiedni koniec dnia, który rozpocząłem z ciężkim sercem – przynosił potwierdzenie, że życie toczy się dalej. Bob był jednym z tych, którzy namawiali mnie do przyjazdu, przewidując, że nie będę żałował długiej podróży. Miał rację.
I tak to już jest. Jungowska społeczność straciła wspaniałą damę. Ja straciłem moją najdroższą patronkę. Ale duch Marie-Louise von Franz nadal jest żywy – w jej książkach, w tych, z którym pracowała analitycznie, i wielu tysiącach innych, w których jej książki pozostawiły swój ślad. Doceniała przesłanie Junga i zrobiła wszystko, co było w jej mocy, aby go dalej rozwijać. Nie była przy tym ślepym naśladowcą. Pozostawiła swój własny ślad, zarówno w psychologii jungowskiej, jak w tych, których uczyła.
Bardzo za nią tęsknię. Jej postawa wobec nieświadomości nadal kształtuje moje codzienne życie i decyzje co do książek, które wydaję, tak jak zawsze to było. Jest częścią mnie, odczuwam jej obecność na każdym kroku.
ⓒ Daryl Sharp
Przekład: Małgorzata Kalinowska
Oryginalny tekst na stronie Inner City Books
Publikacje dotyczące M.-L. von Franz na e-jungian.pl
Przypisy:
[1] Wydana w Polsce w 2015 roku nakładem wydawnictwa Zysk i S-ka, przekład Małgorzata Kalinowska.
[2] Kruk i Sowa – zwierzęta występujące w tytułach prac dyplomowych Daryla Sharpa i Marion Woodman.
[3] Wydana w Polsce jako „Ścieżki snów” – 1995 i 2007, wydawnictwo Jacek Santorski & Co., przekład Henryk Smagacz.
Daryl Sharp i Inner City Books
Inner City Books zostało założone w 1980 roku przez Daryla Sharpa. Misją wydawnictwa jest promowanie rozumienia i praktycznego zastosowania prac C. G. Junga. Jest to nadal jedyne wydawnictwo, które wydaje wyłącznie książki autorstwa analityków jungowskich. Dotychczas ukazało się 141 tytułów ponad 50 autorów w serii Studies in Jungian Psychology by Jungian Analysts. Prezentuje ona prace dotyczące podstawowych zasad psychologii jungowskiej, duchowości, alchemii, relacji, interpretacji baśni i snów, męskiej i kobiecej psychologii, kryzysu wieku średniego i wielu innych.
Sprzedano dotychczas ponad milion książek wydanych przez Inner City Books, opublikowane zostało ponad 250 wydań w 20 językach.
Wśród uznanych autorów Inner City Books są między innymi: Marion Woodman, Marie-Louise von Franz, Edward F. Edinger, James Hollis, James A. Hall, Sylvia Brinton Perera, Eugene Monick, John P. Dourley, Aldo Carotenuto i Janet O. Dallett.
W języku polskim zostało wydanych kilka tłumaczeń oryginalnych publikacji Inner City Books, najnowsza to Alchemia. Wprowadzenie do symboliki i psychologii (2015, nakładem wydawnictwa Zysk i S-ka).
Historia powstania Inner City Books