Hommage à Nowotarski. Przepis na wolność – Natalia Kruszyna

mar 06 2017

Hommage à Nowotarski. Przepis na wolność – Natalia Kruszyna

Tekst powstał w związku z wystawą Hommage à Nowotarski. Przepis na wolność, która odbyła się w Muzeum Historii Katowic w 2013 roku. Przedruk materiałów i publikacja zdjęć za zgodą autorki tekstu i Muzeum.

Zdjęcie portretowe Romana Nowotarskiego: Waldemar Jama

Wolny jest ten tylko,
kto wszystko wokół siebie chce wyzwolić
i rzeczywiście wyzwala przez określony wpływ,
którego przyczynę nie zawsze dostrzegano.
Pod jego okiem oddychamy wolniej,
nic nas nie ciśnie, nie krępuje, nie ogranicza;
odczuwamy niezwykłą przyjemność,
będąc wszystkim i robiąc wszystko,
czego nie zakazuje nam szacunek do samego siebie.

Johann Gottlieb Fichte

 

Jedni za wolność umierają, inni stawiają jej granice lub nawet od niej uciekają. A wolności trzeba się uczyć. I dzielić się nią trzeba. Ba! Ale jak to zrobić? Do tego niezbędny jest Mistrz! Wybrańcem losu może nazywać się ten, kto na swego Mistrza trafił, gdyż, jak uczył Epiktet: Szczęśliwy jest tylko człowiek wolny, a wolny jest tylko ten, kto jest szczęśliwy. A wiecie, Drodzy Czytelnicy, co mówi prof. Nowotarski o swoich uczniach? Że po prostu miał szczęście, iż tacy wspaniali, mądrzy i utalentowani ludzie zechcieli do niego przyjść. I jak tu nie wierzyć starożytnym?

 

Roman Nowotarski jest Mistrzem. Jak więc na mistrza przystało – swych uczniów wyzwalał. Ze szkolnego kagańca przymusu, ku twórczej samodzielności. Z naśladowania, choćby najlepszych wzorów, ku poszukiwaniom własnej drogi. Z destrukcyjnego, młodzieńczego buntu ku konstruktywnej, dojrzałej ewolucji. Z lęku przed popełnieniem błędu, ku rozważnym eksperymentom. Z ulegania cudzym opiniom, ku niezależności myślenia. Ale także z hucpy artystowskiego lenistwa ku pracowitemu i uczciwemu pokonywaniu własnych ograniczeń.

 

Nowotarski - Śląski blues – Czerwony dom

Śląski blues – Czerwony dom, tempera, płyta, 40 x 61 cm, 2010 r., wł. Muzeum Historii Katowic

 

ZapiszZapisz

W jego pracowni malarstwa i rysunku, w katowickim oddziale  Akademii Sztuk Pięknych w Krakowie, wciąż było pełno młodych ludzi, różniących się od siebie niczym noc i dzień, ziemia i niebo, kobieta i mężczyzna. Akceptacja tej różnorodności oraz wyjątkowy temperament profesora tworzyły niepowtarzalną atmosferę, której byli studenci do dziś nie mogą zapomnieć, częstokroć wracając we wspomnieniach do wydarzeń z tamtych lat. Malownicza wielość wciąż trwa, możesz ją, Drogi Czytelniku, zobaczyć w niniejszym albumie towarzyszącym wystawie w Muzeum Historii Katowic. Ale jak zrozumieć, jak odczuć fenomen Romana Nowotarskiego – malarza i poety, kompozytora i piosenkarza, scenografa i plakacisty, kresowiaka zakochanego w śląskich podwórkach, Europejczyka zafascynowanego odmiennością kultury Japonii czy Afryki, radiotelegrafisty i niedoszłego marynarza, znakomitego strzelca oraz plenerowego kreatora smakowitych i posilnych zup z czegokolwiek? Gdzie i kiedy powstał jego, inspirujący już pokolenia artystów, przepis na wolność?

 

Nowotarski - Stacyjki Drogi Krzyżowej

Stacyjki Drogi Krzyżowej, tempera, płyta, 36 x 48 cm, 1958 r., wł. Muzeum Historii Katowic

 

Może jego źródeł powinniśmy szukać wśród łagodnych szczytów Czarnohory lub wśród dzikich rumowisk Gorganów, u których stóp leży huculska Worochta, gdzie urodził się Roman Nowotarski w roku 1931. A może w specyficznym klimacie międzywojennego uzdrowiska, które, niczym Zakopane, przyciągało wielkie indywidualności Drugiej Rzeczypospolitej? Zamiłowanie do pociągów i podróży powstało bodaj z dziecięcego kontaktu z karpacką linią kolejową, wielokrotnie przecinającą dolinę Prutu najokazalszymi mostami i wiaduktami w Europie – ówczesnym majstersztykiem myśli inżynierskiej, często ukazywanym na okolicznościowych pocztówkach. Ojciec przyszłego malarza pracował zrazu na tamtejszej kolei, zwożącej turystów z wolnej Polski i wielkiego świata do maleńkiej Worochty, a później został wraz z rodziną przeniesiony do wojewódzkiego Stanisławowa – zwanego wręcz miastem kolejarskim. A zatem może właśnie tam zrodziło się przekonanie artysty, iż: pociąg ma specyficzny klimat, zawsze kojarzy mi się z czymś, co wyzwala. I może tam, w pięknym polskim mieście – byłej magnackiej twierdzy, pełnej parków i ogrodów, w latach szczęśliwego, choć krótkiego dzieciństwa artysta chłonął prawidła zgodnego współżycia ludzi różnych kultur: Polaków, Rusinów, Żydów, Ormian, Węgrów, Greków, Karaimów i Niemców.

 

Poczucia oświeconej swobody, szacunku dla odmienności nie stracił nawet w obliczu burzy nacjonalizmów – okupacji sowieckiej, później węgierskiej, hitlerowskiej aż wreszcie ukraińskiej oraz czystek etnicznych prowadzonych przez NKWD, Gestapo, OUN i UPA. W pamięci utkwiła za to dziecięca wyprawa do zdemolowanej bombami kolejnego najeźdźcy szkoły, do której wbrew zakazom rodziców, potajemnie wybrał się z kolegami na zwiad. Był piękny, słoneczny dzień, wokół kwitły willowe ogrody, a oni buszowali wśród ruin. Może bawili się w Indian, może w policjantów i złodziei, gdy niespodziewanie trafili na zniszczoną kolekcję, niegdyś pięknych, wypchanych ptaków. Te uziemione symbole podniebnej wolności tak go oczarowały, że pod koszulą zabrał do domu kilka z nich, mimo iż pewnie musiał się tłumaczyć skąd je wziął i po co.

Nowotarski - Podwórko (Piekarnia)

Podwórko (Piekarnia), techn. mieszana, płyta, 65 x 75 cm, 1964 r., wł. Muzeum Historii Katowic

 

 Mniej więcej w tym czasie, od podobnego zdarzenia, zaczęła się jego fascynacja muzyką. Oto pewnego razu, tuż pod jego nogi wyleciała na bruk, z jakiegoś plądrowanego mieszkania, niepotrzebna szabrownikom trójstrunna bałałajka. Sam nauczył się na niej grać.

 

Czy to właśnie świadomość wewnętrznej niezależności pozwoliła mu przeżyć dwa tygodnie deszczowego kwietnia w otwartym wagonie, którym wywieziono go razem z bratem i matką z rodzinnego miasta, nazywając to upokarzające zniewolenie repatriacją? Czy to właśnie samodzielne poszukiwanie dachu nad głową w brzydkim i nieprzychylnym z początku Zabrzu nauczyło go dostrzegać niełatwe piękno biednych, szarych lub ceglanych podwórek? Czy to współczująca myśl o tak innych, a tak podobnych, eksmitowanych lub zaginionych na wojnie poprzednich mieszkańcach opustoszałych domostw kazała mu potem szukać ich śladów w półmroku starych okien i zmurszałych drzwi, ustawicznie pojawiających się na jego obrazach?

 

Nowotarski, Bez tytułu

b. t., tempera, płyta, 50 x 40,5 cm, b.d., wł. Muzeum Historii Katowic

 

Cóż bowiem bardziej niż pragnienie niezawisłości mogło motywować do działania w antykomunistycznej grupie harcerskiej Biały Orzeł? Cóż pomogło przetrwać stalinowskie czasy, naznaczone terrorem i kłamliwą propagandą? Przymusowe roboty uczniów w kopalni „Makoszowy”, w ramach „prac społecznych”, i wojsko jako ucieczka od więzienia, gdy zaczęto zbyt usilnie interesować się młodzieżowym podziemiem? Jednak to, co wydawało się ubezwłasnowolnieniem, okazało się drogą do wyzwolenia, gdy najlepszym uczestnikom wojskowego kursu radiotelegrafisty-strzelca oferowano dwa tygodnie urlopu, jeśli zechcieliby zdawać egzaminy na studia. Zechciał – na Akademię Sztuk Pięknych w Krakowie. Zanim, za drugim razem, udało mu się dostać na jej Wydział w Katowicach, niemal został zawodowym marynarzem – bo zawsze marzył o dalekich podróżach. Jednak później trzeba było za tę wolność zapłacić:  miast przygód i zamorskich bogactw – chude lata, w których najtańsza, barowa bułka z dżemem i kubek gorącego mleka często pozostawały w sferze marzeń. Nawiasem mówiąc, do dziś, lubi je czasem spełniać.

 

Nowatorski - Mały biały pies

Mały biały pies, tempera, płyta, 45 x 56 cm, 1980 r., wł. Muzeum Historii Katowic

 

Ale za to na uczelni, którą ukończył w 1959 r., wykładali wtedy wybitni twórcy, m.in. Leon Dołżycki, Aleksander Rak, Rafał Pomorski, Jan Dutkiewicz, a wśród studentów byli m.in. Roman Starak, Andrzej Czeczot, Ryszard Twardoch, Zygmunt Lis, Ludwik Poniewiera. Z dwoma ostatnimi oraz m.in. z Andrzejem S. Kowalskim, Zenonem Moskwą, Igorem Neubauerem, Witoldem Pałką, Andrzejem Urbanowiczem należał później do powstałej w 1964 r., z inicjatywy Zygfryda Dudzika, niezwykle prężnej grupy artystów katowickich ARKAT. Tak charakteryzowała ją Barbara Szczypka-Gwiazda: grupa nie wypracowała jednolitego programu artystycznego. Jej członkowie stworzyli swoisty poligon doświadczalny, włączając się w aktualne nurty sztuki światowej. Malarze tworzący Arkat reprezentowali indywidualne techniki i style. Łączyło ich skoncentrowanie się na problemach formalnych plamy barwnej, kompozycji, ekspresji fakturalnej i abstrahowania od rzeczywistości figuratywnej.[…] Artyści Arkatu stali się znaczącymi osobowościami twórczymi, które nadały ton dalszemu rozwojowi malarstwa w regionie.

 

Nowotarski - Dom

Dom, tempera, płótno, 99,5 x 130,5 cm, 1972 r., wł. Muzeum Historii Katowic

 

Wraz z doświadczeniami życia przychodzi bezcenna świadomość tego, co tak naprawdę jest nam potrzebne, a co zupełnie zbędne i to ona stanowi niezbędny warunek poznania siebie. Bez wiedzy o tym, kim jesteśmy, bez zrozumienia, jakie są nasze zasady, nie możemy być naprawdę wolni. A Roman Nowotarski wcześnie dowiedział się, że można żyć bez posiadania, ale nie można żyć bez sztuki. I pewnie dlatego wciąż mu jej było mało. Oprócz uprawiania malarstwa i grafiki zatem komponował i pisał teksty piosenek, które później często sam grywał na gitarze i śpiewał – ze swoim uroczym, kresowym akcentem. Bywało, że tylko dla siebie, bywało że dla kolegów czy studentów w pracowni lub nawet razem z nimi, a bywało że dla szerokiej publiczności w Piwnicy pod Baranami w Krakowie, z której wieloma artystami się przyjaźnił. Ale i tego nie było dość. Przez lata działał z jednym z najciekawszych, niezależnych (no, prawie) zespołów teatralnych PRL-u czyli STG w Gliwicach – był m.in. członkiem jego Rady Artystycznej. Na scenie współpracował głównie z reżyserem Edwardem Mołkiem, przygotowując scenografię i kostiumy, plakaty i afisze do wielu spektakli. Niejednokrotnie współtworzył adaptacje i inscenizacje tekstów, a także zrealizował kilka widowisk wg własnych pomysłów. Przyczynił się do sukcesów wielu przedstawień, a i sam otrzymał za te prace sporo nagród. No a do tego jeszcze film! Zdarzało mu się kooperować zarówno z artystą multimedialnym, konceptualistą i eksperymentatorem formy filmowej – Ryszardem Waśką – jak i z twórcą kultowych, symboliczno-poetyckich ekranizacji autorskich scenariuszy –  Andrzejem Kondratiukiem.

 

Nowotarski - Kuter

Kuter, tempera, sklejka, 40 x 44 cm, 1980 r., wł. Muzeum Historii Katowic

I jak tu się nie pogubić? Jak wśród tylu wyrazistych osobowości pozostać sobą? Jak nie wkroczyć na bezdroża cudzych szlaków? Wytrawnym wędrowcom do tego celu służą kompasy i zegary, więc Roman Nowotarski posiada sporą ich kolekcję, eksponowaną na czerwonym kilimie wśród pamiątek z Afryki i Azji, egzemplarzy broni białej i palnej, obrazka Matki Boskiej Ostrobramskiej oraz swoich zdjęć z wojska i z podróży. Bo, jak mówi, najważniejszy jest ten wewnętrzny kompas, pokazujący kierunek, w którym należy poruszać się w obrazie i w tym, co się w życiu robi. A osobista busola malarza wytyczała mu bezbłędnie indywidualną drogę. Niewykluczone, iż właśnie dzięki niej artysta zawsze potrafił uwolnić się od zamętu obcych celów, od ekspansywności własnych uczniów, od zgiełku estrady, od rozgardiaszu scenicznej rekwizytorni, od wrzawy filmowej kostiumerii, by w ciszy swej pracowni tworzyć skupione, niemal medytacyjne obrazy.

 

Nowotarski - Wejście (schody)

Wejście (Schody), tempera, płótno, 74 x 60,5 cm, 1977 r., wł. Muzeum Miejskie w Zabrzu

W znakomitej większości są to pejzaże, w których malarz szuka piękna i poezji tam, gdzie niewielu ma odwagę je dostrzec. Odnajduje więc zaskakującą harmonię wysublimowanych kolorów i form w zaniedbanych podwórkach, w zatęchłych zaułkach czy wśród zwalistych poprzemysłowych hałd. Upraszczając kompozycję, pozbywając się zbędnych szczegółów, wyławia nieoczekiwaną metafizykę zaklętą w niewzruszoności stuletniego ceglanego muru, w trwaniu podwórzowego trzepaka, w czarnych iksach kotew umacniających ściany domów. Ujawnia tajne konstelacje plam i zacieków na tynku, sekretne związki białych zazdrostek zdobiących okna familoka. A w te, poddane rygorom architektury i geometrii, układy wprowadza wszędobylskiego, ciekawskiego kundelka, serdecznego suwerena tych miejsc.

 

Tylko ludzi, przeważnie, w jego obrazach brak. Jeśli czasem się pojawiają, to jakoś niepewnie, osobno, gdzieś daleko, ukazani tyłem lub w mroku. Albo jako blaknący ślad na kliszy starej fotografii – przemalowanej lub wręcz wklejonej w obraz. Nieodwracalny upływ czasu sugeruje malarz także, pokazując urodę przypadkowych kompozycji powstałych z warstw obłażącej farby, nakładanej wielokrotnie przez zapobiegliwych gospodarzy na dawniej reprezentacyjne podwoje. One mogłyby pewnie sporo donieść o tych, którzy je przekraczali co dzień lub okazjonalnie, o wychodzących na wojnę lub na niedzielny spacer, o wnoszonych w ramionach i o wynoszonych na marach. Ale artysta tego nie dookreśla – to wrażliwy widz musi sam rozstrzygnąć, dokąd tak nieuchronnie kierują proste, białe strzałki na ścianie, dokąd prowadzą te drzwi, za którymi schody i niepokojąca pustka, dokąd zmierza przechodzień z jasnego, słonecznego świata schodzący w ciemność podziemnym przejściem? Skąd przyjeżdżają pociągi o ciemnych oknach? Dokąd przewiozą potencjalnych pasażerów puste łódki zacumowane przy nabrzeżu? Dlaczego nikt do nich nie wsiada? Dlaczego przestrzeń obrazów jest zazwyczaj zamknięta? Czy to znak bezpiecznego ukrycia, czy obezwładniającej niemożności uwolnienia? Dlaczego szare i wąziutkie kawałeczki nieba nad domami zdają się raczej zatapiać świat betonem i smogiem niż tchnąć tlenem i marzeniami?

 

Nowotarski Biała Brama

Brama biała, tempera, płyta, 69,5 x 59 cm, 2002 r., wł. Muzeum Miejskie w Zabrzu

Nowotarski tworzy weduty ponowoczesnego miasta. Żadne renesansowe wzorce, oświeceniowe prospekty, romantyczne kaprysy czy futurystyczne utopie. Brak tam rozległych perspektyw, bo to miasto zapadające się w siebie, utraciło już wiarę w świetlaną przyszłość, obcy mu jest rozmach, młodzieńczy wigor i optymizm. Ale też uwolniło się od stereotypowych marzeń o łatwym pięknie spacerowej alei czy kwietnego skweru. Czeka na tych, którzy dostrzegą jego urok w tym, co zwyczajne, najprostsze, najbliższe. A przecież o najbliższych, jak twierdzi artysta, nie wolno mówić źle. Tedy maluje pięknie, wyzwalając te marne widoki z ich estetycznych ograniczeń i wprowadzając je w świat malarstwa i poezji, a w nim nie ma znaczenia, czy to Mikulczyce, Biecz, Darłowo czy Nowy Jork. Dlatego też zapewne obrazy te tak zachwyciły Japończyków, iż Japońsko-Polska Fundacja Miyauchich przyznała w 1995 r. najcenniejszą dla Nowotarskiego, spośród wielu otrzymanych laurów, nagrodę za malarstwo. Dzięki niej właśnie odwiedził kraj kwitnącej wiśni, a lecąc nad Syberią, głęboko odczuł zatartą przez czas więź z pokoleniami zesłańców, wśród których byli przecież jego krewni, przyjaciele, znajomi, sąsiedzi – współcześni niewolnicy okrutnego systemu.

Profesor mówił w filmie swego ucznia: Chciałem być marynarzem, żeby się wyrwać, żeby podróżować… ale okazało się, że ja nie zrezygnowałem wcale z tych podróży, okazało się tylko, że one się odbywają zupełnie inaczej. […] Gdzieś to poszło w jakieś podwórka, bramy, jakieś światy, pejzaże – to są moje podróże. Takie podróże prywatne…

 

Czyż słowa te, mimo woli, nie są najlepszym potwierdzeniem kolejnej starożytnej myśli, tym razem autorstwa Seneki: Myli się, kto sądzi, że niewola owłada całym człowiekiem. Lepsza jego część jest wyłączona z niewoli: to tylko ciała są podległe, przypisane panom, lecz umysł jest samowładny i do tego stopnia wolny i nieskrępowany, że nawet to więzienie, w którym został zamknięty, nie może go powstrzymać, by nie używał swojej energii, by nie dokonywał rzeczy wielkich i żeby nie wybiegał ku nieskończoności niczym towarzysz ciał niebieskich.

 

Zapewne dlatego Mistrz zapytany o to, czego przede wszystkim chciał nauczyć swoich uczniów, odpowiedział: – Myślenia.

 

Natalia Kruszyna

 

Nowotarski - Przystań

Przystań, tempera, płyta, 54 x 56,5 cm, 1980 r., wł. Muzeum Historii Katowic

 

P.S. – Ale gdzie ten cudowny przepis? – zapytasz mnie pewnie Cierpliwy Czytelniku. Ano niestety, każdy musi go dla siebie stworzyć sam. Osobiście i na własny rachunek musi podjąć decyzję, jakich użyć składników i w jakich proporcjach.

 

Prezentowani na wystawie i w katalogu twórcy, dzięki profesorowi, już w czasie studiów mogli doświadczać na własnej skórze, co znaczy uprawiać wolny, artystyczny zawód. Jakie są uroki i jakie zasadzki dwudziestowiecznej teorii, w myśl której każdy może być artystą i wszystko może być sztuką? Dziś wszelki malarz, grafik czy projektant bez końca musi decydować, czy pragnie wolności „do” czy „od”. Czy marzy o wolności do odkrywania nowego, czy od dyktatury awangardy? Czy potrzebuje uwolnienia od tradycji malarskiej, czy swobody do wyboru wśród dawnych technik? Czy łaknie bliskości ludzi i ich małych spraw, czy wyzwolenia od codzienności? Czy żąda doceniania treści w malarstwie, czy uwolnienia od literatury? Czy chce prawa do życia ze swej sztuki, czy swobody od przymusu zarabiania nią pieniędzy?

 

W kolejnym tekście będziesz mógł, Wolny Czytelniku, zobaczyć, jak rozstrzygają te zagadnienia uczniowie i przyjaciele profesora Romana Nowotarskiego. Nieskrępowanej przyjemności życzę. N.K.

Wystawa Muzeum Historii Katowic: "Hommage à Nowotarski. Przepis na wolność"

Hommage à Nowotarski. Przepis na wolność to tytuł wystawy wraz z towarzyszącym jej katalogiem, otwartej wiosną 2013 r. w Muzeum Historii Katowic przy pomocy studentów i współpracowników mistrza z Akademii Sztuk Pięknych w Katowicach. Szczególną pomoc i wsparcie duchowe przy realizacji wystawy i katalogu okazali: Zbigniew Furgaliński, Jolanta Jastrząb, Roman Kalarus Adam Pociecha.

 

Kierując się szacunkiem i podziwem dla dorobku artystycznego oraz pedagogicznego profesora Romana Nowotarskiego, także tutaj, pragniemy oddać hołd jego osobie i twórczości. Prezentujemy zarówno jego znakomite obrazy, jak i dzieła jego uczniów i przyjaciół – najlepsze świadectwo wyzwalającej roli Mistrza, który nie uzależnia od siebie, lecz każdemu pomaga odnaleźć jego własną drogę. Potwierdzają ten fakt pełne wdzięczności wspomnienia studentów z prowadzonej przezeń pracowni, zamieszczone w katalogu.

 

Wystawa zaś, z której slajdy można zobaczyć poniżej tekstu, oszałamiając różnorodnością prac, wynikającą z liberalnej metody nauczania profesora, odzwierciedlała wielokierunkowe poszukiwania sztuki współczesnej, a zarazem narzucała pytania o jakże trudną wolność artysty. Przesłanie wystawy wspierały więc, zawieszone w przestrzeni sal, słowa piosenek Nowotarskiego z płyty Malowałeś słońca żar oraz cytaty myślicieli z różnych epok, nieustannie próbujących uchwycić blaski i cienie wolności.

 

Muzeum Historii Katowic 15.03. – 5.05.2013

Kurator wystawy: Natalia Kruszyna

Aranżacja plastyczna: Jolanta Barnaś

 

Prace prezentowane na wystawie pochodziły z pracowni artystów, ze zbiorów Muzeum Historii Katowic, Muzeum Miejskiego w Zabrzu, BWA w Katowicach oraz z kolekcji prywatnych.

 

W wystawie uczestniczyli: Judyta Bernaś, Sonia P. Botor , Aleksandra Telka-Budka, Józef Budka, Mirosław Ciślak, Piotr Czadankiewicz, Joanna Furgalińska, Zbigniew  Furgaliński, Cecylia Furgał, Józef Hoła-Hołard, Jola  Jastrząb, Roman Kalarus, Antoni Kowalski, Bogdan Król, Marzena  Naliwajko, Roman Nowotarski, Tadeusz Nowotarski, Joanna Piech, Daniel Pielucha, Adam Plackowski, Adam Pociecha,  Aleksandra Rej, Joanna Heyda-Rumin, Krzysztof Rumin, Katarzyna Rzontkowska, Agata Sobczyk,  Agata Stańczyk, Monika Starowicz, Ryszard Stecura,  Ewa Szwarc- Ledwoch, Marzena Turek-Gaś, Paweł Warchoł, Wojciech Wieczorek.

2 komentarze
Udostępnij
Małgorzata Kalinowska
contact@raven.edu.pl
2 komentarze

Post a Comment

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.