Marion Woodman – zaplecze rodzinne
Marion Woodman (1928-2018) – analityczka jungowska i pisarka, inicjatorka ruchu BodySoul Rythms. Studiowała na Uniwersytecie Zachodniego Ontario, następnie przez ponad dwadzieścia lat uczyła literatury angielskiej, jednocześnie prowadząc zajęcia teatralne. Wystawiane przez jej grupę sztuki stały się legendarne i do dziś ich uczestnicy wspominają, że stanowiły dla nich transformacyjne doświadczenie. Pomiędzy dwudziestym a trzydziestym rokiem życia Woodman cierpiała na anoreksję, co w późniejszym czasie stało się inspiracją dla jej terapeutycznej pracy z zaburzeniami odżywiania i podłożem dla stworzonego przez nią pojęcia uzależnienia od doskonałości.
Twórczość Marion Woodman wywodzi się z rozwoju osobistego, w którym autorka poszukiwała punktów spotkania i połączeń pomiędzy kulturowo rozdzielonymi wymiarami istnienia. Widoczne jest to w jej pisarskim stylu – nie ma w nim typowego dla współczesności rozdzielenia pomiędzy wymiarami intelektu, ducha, emocji i ciała. W charakterystyczny dla siebie sposób – kolisty i spiralny, a jednocześnie praktyczny i często ironiczny – prowadzi czytelniczki i czytelników przez doświadczenia dobrze im znane, pokazując, jak to, co wydaje się nie do przezwyciężenia, znajduje nowy wymiar w świetle teorii psychologii jungowskiej, literatury i sztuki.
Woodman przetarła ścieżki swojego życia w zmaganiach z rodzinnym i kulturowym zapleczem. Jak sama mówiła, jej miara została równo przycięta z tkaniny obojga rodziców: twardo stąpającej po ziemi matki z jej irlandzko-kanadyjskim pragmatyzmem i humorem oraz duchowej postawy ojca (o szkockich korzeniach) połączonej z gorącą miłością do natury. Czytając książki Marion, niejednokrotnie widzimy, jak cechy te odzwierciedlają się w jej ciętej ironii, gdy z łatwością przechodzi z przestrzeni ducha w praktyczne i bezpośrednie doświadczenie ciała. Historia matki i ojca Woodman oraz jej relacji z nimi widoczna jest też w powracających w jej twórczości wątkach, gdzie podkreśla kobiecy i męski brak osadzenia w sobie oraz rozdzielenie kobiecego i męskiego pierwiastka, których źródłem są stereotypy kulturowe dotyczące płci i trudna przeszłość rodziców. W rozmowie ze swoją uczennicą i współzałożycielką Instytutu Ruchu Autentycznego, Tiną Stormsted, Marion tak wspomina swoją matkę:
„Była sufrażystką, która znacznie wyprzedzała swoje czasy w [kanadyjskim] Londynie. Jeździła własnym samochodem. Nosiła cudowne ubrania. Pracowała zawodowo. Włosy miała przycięte na pazia – w 1926 roku, gdy jeszcze nikt tak się nie nosił. Decyzja ta była ważna, bo jej włosy były wspaniałe, a mimo to zdecydowała się właśnie na tę fryzurę. To było więcej niż jej rodzina była w stanie znieść. Nadal trzymam piękny warkocz, który wtedy ścięła. Ale nie była obecna w swym ciele. Chociaż czuła się z niego dumna i wyglądała bardzo dobrze, brakowało jej poczucia siebie jako kobiety, w takim sensie, że mogłaby darzyć miłością swój cykl menstruacyjny czy bycie kobietą. Życie byłoby dla niej dużo łatwiejsze, gdyby urodziła się w męskim ciele. Myślę, że to był jeden z największych problemów, z jakimi borykała się w życiu: jak żyć w kobiecym ciele.
[…] Miała zdolności biznesowe i niesłychanie błyskotliwy intelekt, ale ponieważ była przy tym kobietą, musiała walczyć o swoje. Potem wyszła za mojego ojca i przeniosła się z nim do wiejskiej parafii. Możesz sobie wyobrazić przedsiębiorczą kobietę, która wychodzi za pastora! Myślę, że czuła się jak w klatce. […] Taka była atmosfera, w której się urodziłam” (Stromsted, s. 4).
Co więcej, w tym czasie trwał wielki kryzys (1929–1933), co sprawiało, że rodzina zależała mocno od pracy ojca i utrzymania przez parafian.
Gdy Marion miała trzy lata, jej matka poważnie zachorowała na gruźlicę i spędziła kilka następnych lat w łóżku: „Moja matka nie była szczęśliwa w swym kobiecym ciele, a choroba zabrała resztę radości, która jeszcze w niej była” (Stormsted, s. 5). Na małą Marion wcześnie spadły obowiązki życia domowego, uczestniczyła też wraz ze swym ojcem w życiu parafialnym, co odnajdujemy w wielu wzmiankach o nim w jej książkach, gdzie portretowany jest jako opiekuńcza i przyjacielska postać. Ojciec był miłośnikiem natury, którego wewnętrzny kobiecy wymiar był łatwiej dostępny dla Marion niż kobiecość w matce. Był wrażliwy na uczucia swoich parafian i zaangażowany w życie społeczności Pierwszych Narodów żyjących w pobliskim rezerwacie. Marion towarzyszyła mu w cotygodniowych wydarzeniach w pracy parafialnej, łowiła z nim ryby, uprawiała ogród (jedną z historii z tamtych czasów zilustrowała w opowieści o poczwarce w książce Ciężarna dziewica). Jej niezależny charakter i żywiołowa natura często prowadziły do kłopotów szkolnych, z których wybawiał ją ojciec, choć i tak stopniowo rygor i sztywne zasady stawały się dla niej źródłem odcięcia od ciała, co w późniejszym czasie odzwierciedliło się w zaburzeniach odżywiania.
Chrześcijańskie wychowanie otworzyło Marion na poszukiwanie własnej definicji duchowości – w swych książkach opracowuje je, poszukując uzupełnienia jednostronności symboliki kobiecego wymiaru. Widoczne jest to między innymi w odwołaniach do archetypowej symboliki ciężarnej dziewicy i Czarnej Madonny. Rozpoznając znaczenie osobowej relacji z ojcem, odnosi się jednocześnie do kulturowego wymiaru, jaki reprezentował:
„Wyrwanie się z patriarchatu jest więc dla mnie aktem zdrady wobec mojego osobowego ojca. Ponieważ kochałam go, a on kochał mnie, i ponieważ byłam jego pomocnicą w religijnych rytuałach – chrztach, ślubach, pogrzebach – całe moje religijne życie było zamknięte w patriarchacie. Jak dla mnie patriarchat był niebem na ziemi. Tak to wygląda dla dziecka, które jest ukochanym dzieckiem ojca, niezależnie czy jest on kaznodzieją, czy stolarzem. […]
Ja, córka mojego ojca, złamałam przymierze, które nieświadomie zawarłam z nim na ambonie (choć nadal doceniam dary, w jakie mnie wyposażył na dalsze życie). Każdy z nas ma wysłużonego ojca i wysłużoną matkę. Każdy z nas, świadomie lub nieświadomie, zawarł własne przymierze przy swoim kamieniu węgielnym. Naszym zadaniem jest uwolnienie nowego ducha ze starego kamienia, jakkolwiek bolesne może to się okazać. Wtedy i tylko wtedy możemy powiedzieć: „Jestem żywa. Będę wolna” (Woodman, s. 138 i 160).
Każdy, kto widział nagranie przemawiającej Marion, z pewnością zauważy „ojcowską i matczyną tkaninę” w rytmie, tonie głosu, melodyce i pasji jej wypowiedzi. Spaja ją coś jeszcze – dążenie do poznania swej natury, „indywidualności”, która, jak pisał Carl Gustav Jung, organizuje zbiorowe wzorce tkające nasze życie. Marion Woodman jest żywą ilustracją głębokiej pracy, dzięki której osobowe relacje z rodzicami rozróżnione zostają od kompleksów psychicznych, kulturowych postaci rodzicielskich, dysponujących naszym życiem według utartych wzorców. Jej twórczość wniosła możliwość leczenia w życie wielu kobiet i mężczyzn, łącząc na powrót to, co wydaje się czasem nieodwracalnie rozdzielone.
Małgorzata Kalinowska