Wspomnienia o Romanie Nowotarskim – część pierwsza

kwi 18 2017

Wspomnienia o Romanie Nowotarskim – część pierwsza

Pomysł i opracowanie: Natalia Kruszyna
Redakcja: Aleksandra Niesyto

 

Prezentowana pierwsza część wspomnień o Romanie Nowotarskim i prace jego uczniów są częścią wystawy Hommage à Nowotarski. Przepis na wolność, która odbyła się w Muzeum Historii Katowic w 2013 roku. Przedruk materiałów i publikacja zdjęć za zgodą Muzeum. Kurator wystawy: Natalia Kruszyna. Profesora Nowotarskiego wspominają: Judyta Bernaś, Sonia P. Botor, Jola Jastrząb, Antoni Kowalski, Marzena Naliwajko, Tadeusz Nowotarski, Daniel Pielucha, Aleksandra Rej, Katarzyna Rzontkowska, Agata Sobczyk, Marzena Turek-Gaś, Paweł Warchoł. Już wkrótce druga część wspomnień.

 

Polecamy artykuł Hommage à Nowotarski. Przepis na wolność autorstwa Natalii Kruszyny, który stanowi wprowadzenie w cykl publikacji poświęconych Romanowi Nowotarskiemu publikowanych na naszej stronie.

JUDYTA BERNAŚ – dyplom 2005

Pracownię malarską prowadzoną przez prof. Romana Nowotarskiego wybrałam na II roku studiów i był to wybór przemyślany. Profesor był jednym z pierwszych artystów malarzy z kręgu katowickiej Akademii Sztuk Pięknych, o którym przeczytałam w podręczniku historii sztuki i postanowiłam, że jeżeli mam malować, to pod kierunkiem takiej właśnie Osobowości. Nie znając jeszcze Profesora, miałam możliwość słuchania zarejestrowanych na kasetach magnetofonowych jego występów w krakowskiej Piwnicy pod Baranami. W mojej wyobraźni kształtował się obraz człowieka z pasją, wielkiego mistrza, „legendy sztuki”.

 

W pracowni spotkałam się ze skromnym mentorem. Profesor sumiennie przyjeżdżał na uczelnię co czwartek około dziesiątej, przechadzał się po pracowni, oglądając wszystkie obrazy, siadywał na krześle albo kostce malarskiej i „otwierał przed nami swój bagaż doświadczeń”. Robił krótkie korekty i długie wykłady o sztuce i życiu – nie przebierając w słowach! Zawsze był szczery. Jego postawę i wypowiedzi, które kierował do nas, odbierałam jako zachętę do bycia uczciwym wobec siebie, swojej sztuki, a w konsekwencji do bycia autentycznym w stosunku do odbiorcy. Z dziesięcioletniej perspektywy mogę napisać, że stopniowo kiełkowało TO we mnie, a w końcu stało się jednym z moich twórczych mott.

 

Studiowanie u Nowotara to poszukiwanie własnej drogi… Profesor wskazywał jedną, asystentka Jola Jastrząb – drugą. Zazwyczaj na końcu korekty padały słowa: – To jest twój obraz. Jeżeli wybierzesz jeszcze inne rozwiązanie, to problemu nie będzie. – Profesor był autorytetem, ale nie autorytarnym – student zmagał się z tematem i materią malarską i to on miał podejmować decyzję o swoim obrazie. Wtedy pierwszy raz spotkałam się z takim podejściem do ucznia i jego twórczości, podejściem dającym dużo swobody i uczącym myślenia… Korzystam z tej mądrości Profesora w swojej pracy ze studentami. Nie jest to łatwe zadanie, wymaga dużej tolerancji, szacunku dla wyborów młodych adeptów sztuki; uczy mnie i ich samodzielności, podejmowania decyzji i brania odpowiedzialności za swoje działania. Dla artysty jest to ważna umiejętność. Profesorze, dziękuję!

Z cyklu Zacisze II/2012_51, druk uv, skóra, metal, 100 x 100 cm, 2012, wł. autora
z cyklu Zacisze II/2012_9, druk uv, skóra, metal, 100 x 100 cm, 2012, wł. autora
SONIA P. BOTOR – dyplom 1984

Pracownia 1980-1984

 

Badanie granic wolności. To niepisane prawo młodości. Zbuntowany student Akademii Sztuk Pięknych korzysta z niego do maksimum. Jak przekazać zasób doświadczenia i wiedzę nieopierzonym adeptom sztuki? Pracownia Nowotarskiego i Kalarusa dawała jedno i zapewniała drugie. Nie tłumiła naszej niezależności, pozwalała na błędy i zdobywanie własnych prawd.

 

Czy ta ukryta za szafą, wygodna, stara sofa obita wytartym pluszem nie poprowadziła mnie aby w stronę materii tkackiej?

 

Korekta

 

Rysunek tuszem, piórkiem, format 100 x 70. Studium postaci z połacią czarnej draperii. Pracowicie drapię… czerń ciągle nie jest zadowalająca.

 

–  Dlaczego pani  nie złapie za pędzel i nie zrobi tego, co czarne, na czarno?!

 

To była najkrótsza nauka podejmowania decyzji.

Skuteczna i ważna.

Nadal.

Sonia Botor Grawitacja
z cyklu Grawitacja, druk, płótno lniane, 210 x 150 cm, 2010 r., wł. autora
Sonia Botor - Sekwencja. Fragment ekspozycji.
Sekwencja. Fragment ekspozycji. Technika własna, runo owcze, pręt stalowy, od 150 cm do 10 cm, 2007r., wł. Galerii Sztuki Współczesnej ELEKTROWNIA w Czeladzi.
JOLA JASTRZĄB – dyplom 1997

Prof. Roman Nowotarski namawiał studentów do rozglądania się po świecie nie po to tylko, by poznać sztukę i artystów, ale także – zwyczajnie – innych ludzi i inne poglądy. Mówił im, że zmaganie się z życiem jest próbą zdefiniowania siebie. Podkreślał ogromną wartość wolności poszukiwań nawet za cenę ryzyka i błędów, ale na własny rachunek.

 

Tradycją w naszej szkole jest wybór pracowni po I roku studiów. Nigdy nie zapomnę chwili, kiedy weszłam do pracowni prof. R. Nowotarskiego. Poczułam potężną przestrzeń, w której od razu się odnalazłam. Podstawą relacji między profesorem a studentami okazał się otwarty dialog, który pozwalał na wspólną analizę dzieła oraz wyraźne określenie przez nas – studentów – swojego stanowiska i punktu widzenia. Dla Nowotarskiego zawsze najważniejsza była prawda ­–  ta platońska, w jedności z pięknem i dobrem.

 

Po ukończonych studiach zostałam jego asystentem i pod skrzydłami Profesora kształtowały się moje postawy pedagogiczne. Dlatego za podstawę relacji miedzy profesorem a studentami uznaję relację dialogu.

 

Jako artysta Profesor relacjonuje w swoich obrazach świat, który go otacza, często używając wymownej symboliki. W tym miejscu zacytuję słowa prof. Marii Poprzęckiej znakomicie oddające mój stosunek do obrazów Nowotarskiego: Sztuka wtedy jest dobra, kiedy nie umiem łatwo ubrać jej w słowa. Zracjonalizować. Opowiedzieć. Bo pojawia się emocja, która przenika mnie tak silnie, że kasuje na chwilę całą erudycję i krytyczny odbiór.

 

Bow jego obrazach zakorzeniona jest prawda.

 

Profesor Nowotarski to dla mnie cudowny człowiek, wspaniały pedagog, genialny artysta.

 

Ja zdecydowałam, że na wystawie Hommage à Nowotarski zaprezentuję rysunki. Rysunek stale towarzyszy mi przy moich realizacjach, jest zapisem moich myśli, a nie rzemieślniczym obiektem.

Jola Jastrząb - Rysunek
Rysunek, kalka, taśma papierowa, sepia, akryl, brystol, 120 x 70 cm, wł. autora
Jola Jastrząb - Rysunek
Rysunek, kalka, taśma papierowa, sepia, akryl, brystol, 120 x 70 cm, wł. autora
ANTONI KOWALSKI – dyplom 1982

Moje wspomnienia z pracowni prof. Romana Nowotarskiego zawsze są ciepłe i serdeczne. Do Pracowni Malarstwa i Rysunku trafiłem po I roku studiów, kiedy „przycięto mi skrzydła” do akademickich rozmiarów. Dopiero mistrz Nowotarski, wspólnie z Romanem Kalarusem, wówczas asystentem dziś także mistrzem, zaakceptowali mnie takim, jakim byłem. Zacząłem mówić własnym głosem, forma moich prac zaskakiwała mnie samego, miałem pełną wolność i akceptację, zacząłem realizować się, „odrosły mi skrzydła”. Atmosfera w Pracowni była wspaniała, zawsze serdeczni i życzliwi prowadzący, lapidarne, rzeczowe korekty pozwalały na kreatywność i szanowały indywidualność studenta. Blues rozbrzmiewał po kątach, a duch artystyczny czynił tę Pracownię niepowtarzalną.

 

Mimo, że dyplom zrobiłem w pracowni innego mistrza, to prof. Roman Nowotarski na zawsze pozostanie w mojej pamięci jako wspaniały artysta i pedagog i jestem mu niezmiernie wdzięczny za lata studiów w Jego Pracowni Malarstwa i Rysunku w ASP w Katowicach.

Antoni Kowalski Medytacja chińska II olej 2010
Medytacja chińska II, olej, płyta, 122x94 cm, 2010 r., wł. autora
Antoni Kowalski Pamiątka z Chin I-II tech. wł. 280x 140 cm dyptyk 2010-11
Medytacja chińska II, olej, płyta, 122x94 cm, 2010 r., wł. autora Pamiątka z Chin I-II, technika własna, 280x 140 cm, dyptyk 2010-11, wł. autora
MARZENA NALIWAJKO (POLA MINSTER) – dyplom 2002

Moje wspomnienie o profesorze Nowotarskim jest  przesycone zapachem mieszaniny farb olejnych,  akryli i koniaku… tenże zapach koniaku kojarzy mi się bowiem z pewną imprezą integracyjną w pracowni, kiedy to pośród napitków wszelakiej maści Mistrz wskazał koniak, potem wskazał mnie i stwierdził: –  Ty to przyniosłaś…

 

Jakim cudem zgadł, do dziś nie wiem, ale wciąż przepełnia mnie wielkie uznanie dla jego intuicji, która przejawiała się wielokrotnie w Jego „spojrzeniach” na moją twórczość, jeszcze wtedy raczkującą.

 

Zapalony gawędziarz. Fantastyczne opowieści o sztuce, artyście, wolności i granicach kompromisu w życiu to były stałe tematy naszych pracownianych „słuchanek”, bo słuchało się profesora… oj słuchało…

 

W moich wspomnieniach niezwykle ciepły człowiek, z poczuciem humoru i pasją życia – prawdziwy Artysta.

Pola Minster (Marzena Naliwajko)Kobieta w wielkim mieście, 2011rok 70x90 olej, płótno, Własność prywatna
Kobieta w wielkim mieście, olej, płótno, 90 x 70 cm, 2011 r., wł. prywatna
Pola Minster (Marzena Naliwajko)Już lecę,2010rok 100x70 cm, olej ,płótno, własność autora
Już lecę, olej ,płótno, 100 x 70 cm, 2010 r., wł. autora
TADEUSZ NOWOTARSKI – dyplom 1992

Dobrze pamiętam, jak pod koniec I roku podczas korekty – przeglądu prac – w obecności kolegów i koleżanek z roku na zajęciach w pracowni projektowania graficznego, liternictwa i typografii główny prowadzący, Pan P., z nieukrywaną satysfakcją zadał mi następujące pytanie – choć odpowiedź dobrze znał: – A ty Nowotarski, jaką pracownię wybrałeś? – Odpowiedziałem, że ojca, myśląc, że na tym koniec, lecz padło następne: – A dlaczego? – i na ustach pytającego pojawił się ironiczny uśmiech. W tym momencie udało mi się błyskawicznie znaleźć ripostę, wypaliłem – Bo jest najlepsza! – I tu nastąpiło totalne K.O. – nokaut w pierwszej sekundzie pierwszej rundy. A miało być tak fajnie i wesoło. Już o nic więcej mnie nie zapytał.

 

P.S. A dlaczego wybrałem tę pracownię?  Ponieważ ojciec nikomu nigdy niczego nie narzucał, wymagał jedynie samodyscypliny i elementarnej świadomości tego, co się robi i dlaczego. Każdego traktował indywidualnie, dając możliwość i szansę na twórczą samorealizację, w istocie dając wolność, a wymagając jedynie tego, co w sztuce zwanej życiem lub życiu zwanym sztuką jest najważniejsze: świadomości własnego wyboru.

Tadeusz Nowotarski Totemenhir - Postać 2116 - autoportret wśród pól - 1995 - olej - 70 x 100
Tadeusz Nowotarski Totemenhir - Postać 2116 - autoportret wśród pól - 1995 - olej - 70 x 100
Tadeusz Nowotarski Totemenhir - Postać 2122 - błękitny Chrystus - 1996 - olej - 70 x 100
Tadeusz Nowotarski Totemenhir - Postać 2122 - błękitny Chrystus - 1996 - olej - 70 x 100
DANIEL PIELUCHA – dyplom 1985

O Mistrzu –

 

Romana Nowotarskiego poznałem jeszcze przed rozpoczęciem studiów na ASP  w Katowicach. Wywarł na mnie tak wielkie wrażenie, że już wtedy wiedziałem, iż tylko On może wprowadzić mnie w tajemniczy świat malarstwa. Byłem Jego studentem. Z perspektywy czasu wiem,  że był to słuszny wybór. Powszechnie znana wrażliwość, zrozumienie i zaufanie Profesora do studentów sprawiły, że zostałem malarzem. Dziś, kiedy po latach wznoszę toast za jego zdrowie,  robię to zawsze białą wódką, w myśl jego maksymy – Tam gdzie jest piwo, nie ma sztuki, a tam gdzie jest wódka, może być sztuka.

Daniel Pielucha, Litania pod krępieżem, olej, 100 x 110 cm, 2006r. wł. autora
Litania pod krępieżem, olej, 100 x 110 cm, 2006r. wł. autora
Daniel Pielucha, Walka Centaurów
Walka Centaurów, olej, 100 x 140 cm, 2011r. wł. autora
ALEKSANDRA REJ – dyplom 1998

Profesor Nowotarski nie mówił wiele. Jeżeli akceptował to, co zobaczył na płótnie wystarczyło aprobujące „no”, ewentualnie „no, no”. Do dłuższej przemowy były tylko dwa powody: dobry dzień na rozmowę lub –  w przypadku dnia innego –  praca studenta zupełnie nie do przyjęcia dla Profesora. Przy czym zdarzało się to wyjątkowo rzadko. Nowotarski  był bardzo cierpliwy, jeżeli chodzi o obserwację postępów w pracy swoich podopiecznych. Pozwalał myśleć samodzielnie, szukać. Któregoś dnia, podczas przeglądu, Profesor wzburzony tym, co zobaczył na płótnach pewnej studentki, rozpoczął jedno ze swoich najdłuższych przemówień na temat malarstwa. Jedno zdanie z tego płomiennego wykładu brzmiało: – Maluj gówno, ale swoje – i bardzo głęboko zapadło mi w pamięć. Dziś po latach jestem w stanie docenić wagę tego przekazu.

Aleksandra Rej, Wierzba, olej, akryl, płótno, 120 x 110 cm, 2005 r. wł. autora
Aleksandra Rej, Wierzba, olej, akryl, płótno, 120 x 110 cm, 2005 r. wł. autora
z cyklu Geometria – XXX, olej, akryl, płótno, 97 x 390 cm, 2008 r. wł. autora
z cyklu Geometria – XXX, olej, akryl, płótno, 97 x 390 cm, 2008 r. wł. autora
KATARZYNA RZONTKOWSKA – dyplom 1999

Roman Nowotarski malarz-poeta. Nie malarz i poeta, ale malarz-poeta. To różnica. Dlaczego tak ważny jest dla mnie ten szczegół? Bo jego sposób malowania przywodzi mi na myśl japońskiego poetę Issę Kobayashi ’ego. Tylko zamiast słów u profesora są obrazy. Jego prace stanowią przykład, jak można nadać formę uczuciom. Temperowe haiku, bez zadęcia, proste, trafiające w serce, nie dające powodu, by wiele o nich rozprawiać. To one skłoniły mnie do wyboru pracowni. Bo Jego malarstwo nie jest udawane, jest przeżyte. To mnie zachwyciło! Tajemnicę takiego malarstwa chciałam poznać.

 

Dlatego oddając Mistrzowi hołd powtarzam za Issą:

 

Wróbelku,

Uważaj, ustąp z drogi,

Pan koń tu idzie.

Rzontkowska BASEN
Basen, olej, płótno, 70 x 50 cm, 2011 r., wł. prywatna
Rzontkowska źródło
Źródło, olej, płótno, 175 x 120 cm, 2010 r., wł. prywatna
AGATA SOBCZYK – dyplom 2000

Pamiętam korekty mistrza – uwielbiałam je. Zaczynały się od analizy obrazu, postępu w pracy lub jego braku, by na koniec przekształcać się w ciekawy wykład, niekoniecznie na temat  związany z korektą, za to wygłaszany z takim żarem i zaangażowaniem, że po chwili słuchała „cała pracownia”, a nie tylko delikwent poddawany ocenie. Czasami jednak cała korekta ograniczała się do „no, no no” i to student po intonacji głosu i sposobie, w jaki zostało to powiedziane, musiał domyślić się, czy jest dobrze, czy raczej  kiepsko i trzeba brać  się do roboty.

Sobczyk Agata Spacer
Spacer, olej i akryl na płótnie, 60 x 60 cm, 2011 r., wł. autora
Sobczyk Agata Postój
Postój, olej i akryl na płótnie, 60 x 60 cm, 2011 r., wł. autora
MARZENA TUREK-GAŚ – dyplom 2001

Rozmach, skala, przestrzeń, temperament ……

 

Interesują i inspirują mnie rzeczy i zjawiska najprostsze, nie lubię komplikować, lubię tworzyć odważnie i bez skrępowania.

 

Tymi słowami postanowiłam opisać mój czas, w którym miałam zaszczyt obcować z Profesorem Romanem Nowotarskim. Wybrałam właśnie jego pracownię, dlatego że Profesor Nowotarski dawał mi wolność tworzenia. To znaczy, że jest niezwykłą Osobowością/Indywidualnością kochającą Osobowość/Indywidualność. On niczego mi nigdy nie narzucał, gdy malowałam, podchodził czasami, tak by nie przeszkadzać, i mówił: – Ty wiesz co robić. – On we mnie wierzył od samego początku i czułam wewnętrznie ogromną satysfakcję, bo wiedziałam, że go nigdy nie zawiodę.

 

To co nas łączyło to temperament i żywotność, nasze malarstwo tak bardzo różni się od siebie, a mimo to On rozumiał zawsze moje podejście do sztuki, a ja Jego. Nigdy nie wymagałam, aby mi powiedział, jak mam położyć plamę na moim obrazie. Ja Go słuchałam – opowiadał cudowne historie ze swojego życia tak pięknie i tak żywo, że kochałam te opowieści i wyobrażałam sobie te Jego dalekie podróże pociągami. Wszystko, co mówił, widziałam, bo przecież jestem artystką wizualną.

 

Postanowiłam pokazać Profesorowi jedną z moich ostatnich idei:  Shapes of Colour – All Size (we wszystkich skalach). On wie, że działam gestem, kolorem, skalą, przestrzenią  i miałabym mu tak wiele do opowiedzenia o moich obecnych i przyszłych przedsięwzięciach, obrazach i narzędziach malarskich, które tworzę, by najpełniej wyrazić w sztuce to, co czuję….

Turek Gaś SHAPES OF COLOUR_No7_66x38_2010
SHAPES OF COLOUR / ALL SIZE No 7, kompozycja wielowarstwowa 3D, akryl, płyta MDF, 66 x 38 x 2 cm, 2010 r.
Turek_Gaś SHAPES_OF_COLOUR_2010
SHAPES OF COLOUR / ALL SIZE, kompozycja wielowarstwowa 3D, akryl, płyta MDF, 70 x 50 x 2 cm, 2010 r.
PAWEŁ WARCHOŁ – dyplom 1984

Nie było zwykłych „zajęć” z profesorem Romanem Nowotarskim – Mistrzem, w czasie gdy studiowałem spotkania w pracowni były „zjawiskiem”  i nawet zwykła korekta miała magiczną moc, nie było miejsca na sztampowe „ta, kreska, ta plama jest dobra, a ta zła …” Omawianie pracy studenta stawało się wielowątkową opowieścią, nie miało nic wspólnego z typową akademicką rutyną. Nasza pracownia zamieniała się w ogromną katedrę liberalizmu i tolerancji. W czasie trwania pewnego semestru na sztalugach leżały postbacononowskie wizje olejne Mirka Ciślaka, dwa metry dalej, pod dużymi pociągnięciami szczotek malarskich ujawniały się realistyczne postacie modelek, niestety, rzadko pięknych. Obok powstawały abstrakcyjne kompozycje Józka Hołarda. Z dali spoglądała na nas z płótna postać Daniela Pieluchy w białym ubranku, dzierżącego w rączce płonącą komunijną świecę, zza tego obrazu wybałuszało w naszą stronę oczy szpetne monstrum, być może pieluchozaur, namalowany naturalistycznie w wysublimowanym niderlandzkim kolorycie. Obok na podłodze leżał papier pakowy, na którym gryzmołowatymi liniami Czedan[1] zapisywał swe intelektualne gry malarskie lub rysunkowe. Malarskie? rysunkowe? –  czy to ważne? Piotrek wiedział, co jest ważne w sztuce i ważne dla niego. Umiał to genialnie przekazać. Mistrz miał dużo tolerancji dla różnorodności tworzonej sztuki, posiadł umiejętność dostrzegania i odczytywania zasadniczych wartości w każdej pracy bez względu na stylistykę i podejście do tematu. W czasie korekty wsłuchiwaliśmy się w jego słowa, gdyż nie był to komentarz dotyczący konkretnej pracy, ale wykład dotyczący nas wszystkich.

 

Najbardziej zapisała mi się w pamięci korekta pracy jednego z kolegów. Mistrz stanął przed rysunkiem i bez słowa wpatrywał się przez dłuższą chwilę w karton zakreślony tysiącami lekkich, prawie niewidocznych śladów ołówkowego grafitu. W pracowni zapadła wtedy całkowita cisza. Nagle profesor ściągnął but z nogi i podbiegł do sztalugi. Jedno uderzenie, drugie uderzenie butem w rysunek. I jeszcze raz, krawędzią podeszwy… Zatrzymał się, popatrzył, uśmiechnął z zadowoleniem.

 

  – No teraz to, to jest rysunek. To nie trzeba tak pumkać, pumkać i pumkać. Tylko trzeba rysować. Oj, daj mi ty swój ołówek, o tak – i przycisnął mocno ołówek do kartonu, kreśląc linię, potem to samo zrobił węglem. – Ot tak, każde narzędzie jakim tu robisz, ma swój ślad, tu ołówek, o tu węgiel, a tu, patrz, but. To ważne, aby w narzędziu był duch, a nie trup. Słuchaj ty mnie, może jak ołówek jest niedobry, to ty rysuj – może to być i sandał, i inny klapek, a może patyk, to jeszcze może inne narzędzie wziąć trzeba –  ale to ma być widać, że to jest rysunek robiony narzędziem. Taki jak ma być – to ma być dobry rysunek. A czym ty go zrobisz, to nieważne w ogóle jest.

 

 Trudno sobie wyobrazić to miejsce bez przechodzących postaci Mistrza i wówczas asystenta Romana Kalarusa. W centrum pracowni Adam Plackowski tworzył kolejne obrazy w tonacji szaroburej z elementami zieleni i brązów, po latach mamy świadomość, że to były typowe klimaty dla Mysłowic. I to, że dla Adama – śląskiego patrioty – było to zawsze istotne.

 

Równie ważnym jak studenci elementem pracowni była stara szafa. Stała przy lewym końcu sali i toczono tam zakulisowe dyskusje, od czasu do czasu pobudzane artykułami kupionymi na kartki lub w Peweksie. Fama o „zaszafiu” rozeszła się na Śląsku w miarę szybko i od czasu do czasu pojawiali się goście, którzy zostawali na chwilę lub na dłużej. Janowi „Junou” Janowskiemu tak się tam spodobało, że przychodził notorycznie „na próby”. Podczas naszych zajęć ćwiczył piosenki w tym jedną zatytułowaną Dokąd mnie niosą moje nogi, która z czasem stała się nieoficjalnym hymnem pracowni. A że w pracowni było pianino oraz martwe natury układane z mniej lub bardziej zdezelowanych instrumentów muzycznych, po zakończeniu zajęć, a może na zajęciach – tyle czasu minęło, kto to spamięta – sprawnie organizowano folk-jazz session. Bodek[2] grał na niekompletnych klawiszach pianina, Romek Kalarus i Junou na gitarach. Pewnym rytuałem były piętnastominutowe słowne przepychanki z profesorem Nowotarskim, po których Mistrz podnosił gitarę i mówił: – Ja jestem Nikifor taki sobie polskiej piosenki, ale spróbuje zagrać coś… – i zmieniał nam świat. Wszystkim wydawało się to jakimś zachwycającym zjawiskiem. Jednak co chwilę pojawiali się za szafą następni „prawie” instrumentaliści i przyłączali się do kapeli. Przecie my ze Sztuk Pięknych –  zdolne są! Bywały  dni, że zespół muzyków przekształciłby się niechybnie w orkiestrę filharmoniczną, gdyby nie mała pojemność lokalu za szafą.

 

Wieczorem, kiedy wychodziliśmy z Dąbrówki[3], pochłaniała nas magma szarości i ciężka, bura mgła, z której co jakiś czas wyłaniali się, jak widma, bandyci w mundurach, z czarnymi lufami pistoletów maszynowych i białymi pałami.

 

Szkoda, że oni chodzili do innej szkoły.

 

[1] Piotr Czedankiewicz

[2] Bogdan Król

[3] Dąbrówka – ul. Dąbrówki w Katowicach budynek z pracowniami ASP, miejsce akcji

Portret Ryszarda Chrzanowskiego, tusz, karton 88 x 60 cm, 2000, wł. autora
Portret Ryszarda Chrzanowskiego, tusz, karton 88 x 60 cm, 2000, wł. autora
Exploracje I, tusz, karton, 76 x 58 cm, 1985, z kolekcji Barbary i Leszka Ledwoniów
Exploracje I, tusz, karton, 76 x 58 cm, 1985, z kolekcji Barbary i Leszka Ledwoniów
Opracowała

NATALIA KRUSZYNA

Historyk sztuki i aktorka, nierzadko łącząca swoje pasje. Z werwą prowadzi popularne wykłady o sztuce, organizuje wystawy, pisze o plastyce tak, by dotrzeć do wrażliwości czytelnika, uważając za swą powinność bycie tłumaczem, a nie prawodawcą.

0 Comments
Udostępnij
Małgorzata Kalinowska
contact@raven.edu.pl
Brak komentarzy

Post a Comment

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.