Geniusz, gamoń, ogrodnik – ludzki wymiar C. G. Junga
Wielkie dary są najpiękniejszymi, ale i zarazem najbardziej niebezpiecznymi owocami drzewa ludzkości. W większości przypadków dar rozwija się odwrotnie proporcjonalnie do rozwoju osobowości jako całości, innym razem ma się wrażenie, że kreatywna osobowość rośnie kosztem ludzkiego istnienia. Czasem znów istnieje tak duża rozbieżność pomiędzy geniuszem a jego ludzkimi cechami, że musimy się zapytać, czy mniejszy talent nie byłby lepszym rozwiązaniem w wypadku takiej osoby.
C. G. Jung
Czytając dzieła wielkich, którzy położyli fundamenty pod współczesną psychologię często zapominamy o ich ludzkim wymiarze, o tym, że podobnie jak my zmagali się z wątpliwościami, uczestniczyli w skomplikowanych procesach grupowych, mieli swoje słabe strony, czy reagowali poczuciem humoru. Centralna postać teorii ogniskuje na sobie uwagę, podobnie jak na scenie, na której wszystkie reflektory zwrócone są na głównego aktora. Często dopiero z perspektywy czasu nurty i szkoły są w stanie docenić złożoność osobowości, bogactwo reakcji, czy zwyczajny, ludzki aspekt swojego założyciela.
Carl Gustaw Jung inicjuje na naszej stronie tematykę wiążącą się z historią rozwoju psychoterapii od strony postaci ją kształtujących i ewolucji organizacji, które wniosły w nasze czasy myśl psychologiczną. Charles Lindbergh, spotkawszy Junga po raz pierwszy w 1959 roku stwierdził, że był on geniuszem, jedną z wybitnych postaci XX wieku, której wizerunek może jedynie nabrać blasku wraz z upływem czasu. Ta niewątpliwie trafna opinia pożyczona od Lindbergha bez wzięcia pod uwagę bogactwa i żywotności charakteru Junga może jednakże zamienić go w kolejną ikonograficzną postać, mającą niewiele wspólnego z człowiekiem, którym był.
Anegdotycznych powieści o Jungu jest wiele, dziś jedynie niektóre z nich. Wiemy na przykład z rozmaitych opowieści o jego dużym poczuciu humoru. Jedną z nich jest szeroko znana anegdota opisująca rozmowę z Freudem w trakcie podróży do Ameryki na początku XX wieku. Freud mówi do Junga: „Czy pan właśnie pierdnął?”. Na co Jung odpowiada: „Oczywiście, nie myśli pan chyba, że zawsze tak śmierdzę!”.
Jak podaje Laurens van der Post, przerażeniem napawały go wszelakie „izmy” i samo słowo „Jungista”, które, jak uważał z łatwością mogło stać się przedsionkiem do „Jungizmu”. Gdyby mógł, usunąłby je całkowicie z określeń w obrębie swojej psychologii. „Nie chcę, żeby ludzie byli Jungistami”, powiedział do Van Der Posta. „Chcę, żeby przede wszystkim byli sobą. Wszelakie ‚izmy’ są wirusami naszych czasów, i odpowiadają za nieszczęścia większe od średniowiecznej zarazy, czy najgorszego ze wszystkich szkodników. Gdyby się kiedyś okazało, że stworzyłem tylko kolejny ‚izm’ oznaczałoby to klęskę wszystkiego, czym się zajmuję.”
Ten rodzaj bezpośredniości pojawia się często we wspomnieniach o Jungu. Susan Mehrtens pisze, że Jung w późnych latach swojego życia mógł wydawać się „prosty” ze względu na ubiór (mówi dokładnie o „schodzonym ubraniu”). We wczesnych latach swej kariery ze względu na pozycję ubierał się w eleganckim stylu, charakterystycznym dla Edwardiańskich mężczyzn, ale niewątpliwie nie było to jego preferencją. Od najwcześniejszych lat nie zwracał uwagi na wygląd. Jego matka często mówiła, że wygląda „jak gamoń”, czasem otwarcie krytykując jego wygląd przy obcych. Efektem było trwające całe życie upodobanie do zwyczajnych ubrań, które wreszcie mógł zrealizować w pełni na starość. Prawdopodobnie niesłychanie zszokował Laurensa Van Der Posta, gdy na ich pierwszym spotkaniu pojawił się ubrany w „agresywne pumpy do kolan,… i kraciastą czapkę…”, strój, który według Van Der Posta był „…bardziej odpowiedni dla bukmachera, czy dżokeja na torze wyścigowym”.
W dojrzałych latach bezpośredniość charakteryzowała nie tylko jego ubiór, ale i zachowanie. Nie stawiał się na piedestale, ale traktował innych z „pełnym rozbawienia poczuciem humoru”. Niektórzy odwiedzający mylili go z ogrodnikiem, czy staruszkiem do pomocy przy domu ze względu na jego ubiór i skromny sposób bycia. Stephen Black wspomina, że przy pierwszym spotkaniu Jung wydał mu się podobny do szwajcarskiego wieśniaka, gdy opowiedział Jungowi o swoim wrażeniu, dowiedział się, że inni też często tak go spostrzegali.
W biografii Jamesa Hillmana wspominany jest Jung z czasów studiów Hillmana w Zurichu. Z jednej strony opisywana jest ogromna idealizacja, która była reakcją na jego pojawianie się, z drugiej strony jego fizyczne osadzenie w tu i teraz:
Wtedy Hillman zobaczył Junga po raz pierwszy [spotkanie Klubu Psychologicznego w Zurichu zimą 1953-54]. (…) „Pamiętam, że wywierał wielkie wrażenie swoją posturą i wszyscy byli poruszeni tym, że jest z nami. Jakby wszedł wódz plemienia, czy święty.” Hillmanowi pozostało wrażenie „wielkiego, fizycznego mężczyzny z dużymi stopami”. I rzeczywiście, spora część jego zainteresowania Jungiem nie wiązała się z jego intelektem a tym, co określał jako „męską zwierzęcą witalność”. Jung urodził się pod słonecznym znakiem Lwa. „Był więcej niż średniego wzrostu, miał silny szkielet, sugerujący wiejskie pochodzenia i raczej ciężki chód. Tą mocną formę wzmacniała siła jego spojrzenia”, pisał brytyjski krytyk sztuki i historyk J. P. Hodin po odwiedzinach u Junga w 1952 roku. Hillman w swojej książce „Inter Views” (1983) wspominał nie tylko „możliwości i siłę umysłu Junga”, ale również jego „chucpę – gotowość do stawienia czoła czemukolwiek, co wiązało się z kulturowym osadzeniem współczesnego człowieka”.
Jeszcze jedna historia z tamtych czasów z udziałem Junga: gdy nadszedł czas aby Hillman mógł „przedstawić się” Jungowi pod koniec lutego 1954 roku, przygotował skecz będący satyrą na Instytut w Küsnacht, wykładowców i na cały ówczesny żargon psychologii analitycznej. W trakcie ostatkowej ceremonii elegancka Sala Rzemieślnicza była pełna po brzegi. Obecni byli wszyscy główni nauczyciele Instytutu, a między nimi Jung z żoną. Hillman odegrał swoją rolę – naiwnego, młodego amerykańskiego studenta, który chce podjąć naukę w Instytucie. Potencjalny student zastanawiał się, gdzie będzie mógł trzymać labirynt dla swych szczurów i „projekcyjne różnicowe testy osobowości”, a tymczasem czekali na niego: miejscowy alchemik, kilku astrologów, i oczywiście kurs I Ching. „I rzecz jasna baśnie, nie zapominajmy o nich!” wyjaśniał przewodnik po Instytucie. Miejsce było doskonałe dla każdego, poza „dziewiętnastowiecznymi materialistami”. Wykładane przedmioty nosiły nazwy: „Odwieczne tajemnice niższego Erosa”. Studenci mieli wolny wstęp na „wykłady rozmaitych pań” pod tytułem: „Refleksje na podstawie mojej analizy z dr Jungiem”. Odwiedzający student spotykał kolejnych profesorów, z których każdy kolejno był wykpiwany. Pod koniec zadano mu pytanie: „Zapłaci pan złotem? Profesor Jung zawsze potrzebuje złota do swoich alchemicznych sztuczek.”
W trakcie przedstawienia od czasu do czasu ze strony publiczności Hillman słyszał „olimpijski, ale i prawdziwie ludzki śmiech”, jak go określił raz Laurens Van Der Post. To był Jung. „Staruszek”, pisał później Hillman, „nie przestawał się śmiać”, co „nadawało ton reszcie” i zamieniło wieczór w „grzmiący sukces”.
Podobnie wspominał Junga Mircea Eliade, który poznał go w 1952 roku (miał wtedy 77 lat). Pisał o nim jako o człowieku „niesamowitej żywotności” i „zadziwiającej młodzieńczości”.
To tylko kilka anegdot i opowieści, które są jedynie zachętą do sięgnięcia za zasłonę wielkości spowijającą kluczowe postaci, na których pracach, często nie zdając sobie z tego sprawy, zbudowane jest nasze codzienne podejście do tego, co spotykamy. Deirdre Bair pisze o Jungu we wprowadzeniu do prawdopodobnie najlepszej jak dotąd jego biografii: „Nie spędziłabym tylu lat jako codzienny towarzysz czyjegoś życia, gdyby ono mnie nie pochłonęło. Miałam to szczęście, że życie Junga było fascynujące, frustrujące, pełne sprzeczności, intrygujące, ale ostatecznie pełne znaczenia i wartości”.
Małgorzata Kalinowska
Bair D. (2004). „Jung: A Biography”. Back Bay Books.
Mehrtens S. E. (2012). „Jung the Man: His Life Examined”. Eltanin Publishing.
Russel D. (2013). „The Life and Ideas of James Hillman: Volume I: The Making of a Psychologist”. Amazon Digital Services, Inc., Wydanie cyfrowe.
Van Der Post L. (1976). „Jung and the Story of Our Time”. Vintage Books.